Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Van Hool. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Van Hool. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 października 2013

Wypadek PolskiegoBusa – Astromega rozbita


Na początku października pisałem o autobusowych zakupach PolskiegoBusa. Przewoźnik czeka na dostawę aż 45 pojazdów. Nie jest to jednak powód, dla którego niedawno ogólnopolskie media zajęły się PolskimBusem. Było w nich głośno nie o nowoczesnym taborze, a o wypadkach. Dokładniej o dwóch, w których zostały rozbite najnowsze nabytki, czyli Van Hoole TD927 Astromega. W obu przypadkach autobusy zderzyły się z samochodami osobowymi (z winy tych drugich).

Ostatni wypadek miał miejsce  kilka dni temu, w sobotę 19 października 2013. Uczestniczył w nim autobus nr P103 (rocznik 2012) obsługujący linię P1 relacji Warszawa Metro Młociny – Gdańsk. Zginął kierowca osobówki, a prowadzący autobus trafił do szpitala. Jak podał portal TVN24 pasażerom nic się nie stało i kontynuowali podróż pojazdem zastępczym. Poniżej screeny przedstawiające rozbitą Astromegę nr P103. Źródło: TVN24.


Van Hoole TD927 Astromega, PolskiBus

Van Hoole TD927 Astromega, PolskiBus

Van Hoole TD927 Astromega, PolskiBus


Wcześniejszy mocno nagłośniony wypadek zdarzył się w wakacje, w czwartek 11 lipca 2013. Uczestniczyła w nim Astromega nr P104 (rocznik 2012). Także obsługiwała linię P1, ale w przeciwnej relacji, czyli z Gdańska do Warszawy. W tym przypadku nikt nie zginął, ale były osoby ranne. Jak podał Dziennik Bałtycki, jednej z pasażerek amputowano nogi.

W marcu 2012 w wypadku z samochodem osobowym uczestniczył inny autobus PolskiegoBusa. Był to Van Hool TD921 Altano nr P018. Obsługiwał on relację Wrocław – Warszawa. Jak podała Gazeta Wrocławska, winna była kobieta prowadząca osobówkę, która czołowo zderzyła się z autokarem. Ta sprawa nie była aż tak nagłaśniana przez media. Pojazd został naprawiony i wrócił do liniowej eksploatacji.

Na inne „wypadkowe doniesienia” nie natrafiłem. Oby już ich więcej nie było. Niestety osobówki powodujące wypadki to ostatnio straszna plaga przewoźników pasażerskich. Szczególnie dotyczy to zderzeń z pojazdami szynowymi, pod które samochody wjeżdżają wręcz nagminnie.


Zamów newsletter

środa, 3 lipca 2013

PolskiBus – nowe Astromegi TDX27


Niedawno pisałem o uruchomieniu przez PolskiegoBusa nowej linii P12. Do jej obsługi wykorzystywane są piętrowe Van Hoole TD927 Astromega. Linia cieszy się dość sporym powodzeniem i przypuszczalnie dlatego przewoźnik zamierza dokupić kolejne autobusy.
 
Dokładnie PolskiBus.com wzbogaci się o 25 nowych pojazdów, na które zamówienie już zostało złożone. Marka autobusów pozostaje bez zmian, czyli Van Hool. Inny będzie natomiast model: TDX27 Astromega, następca kupowanych wcześniej TD927. Nowe piętrusy mają być dostarczone do końca 2013 roku. Tabor PolskiegoBusa ma wówczas liczyć 93 autobusy. Wszystkie marki Van Hool.


Van Hool TDX27 Astromega

Van Hool TDX27 Astromega

Przykładowy Van Hool TDX27 Astromega. Fot. Van Hool.

Zamów newsletter
 

niedziela, 2 czerwca 2013

PolskiBus.com otworzył nową linię P12


Firma PolskiBus.com  stopniowo rozbudowuje swoją ofertę przewozową. W czwartek 25 kwietnia 2013 uruchomiono nową linię, którą oznaczono jako P12. Łączy ona Gdańsk i Rzeszów, z postojami w Toruniu, Łodzi, Katowicach i Krakowie. Łącznie trzy pary kursów (odjazdy z Gdańska: 6:00, 15:15 i 23:15; odjazdy z Rzeszowa: 7:25, 14:35 i 22:55). Do obsługi nowej linii przydzielono najnowszy tabor, czyli autobusy Van Hool TD927 Astromega (do dyspozycji 20 egzemplarzy, rocznik 2012).

W związku z otwarciem nowego połączenia, promowano je w miastach, w których P12 zatrzymuje się. W piątek 19 kwietnia zachęcano do podróżowania czerwonymi Astromegami w Łodzi i Katowicach, dzień później w Toruniu i Krakowie, a 21 kwietnia w Gdańsku i Rzeszowie. Obowiązkowym elementem promocji był pokaz obsługującego trasę P12 autobusu oraz możliwość darmowej przejażdżki piętrusem.

Krakowska promocja PolskiegoBusa odbyła się na placu przy Dworcu Głównym i Galerii Krakowskiej. Tam też, a właściwie tuż przy nim zaprezentowano Van Hoola nr P119. Pojazd później wycofał i ustawił się na ul. Pawiej, skąd po godzinie 10 rozpoczął bezpłatne kursy do połowy Alei Trzech Wieszczów. W ich trakcie pasażerowie otrzymali poczęstunek: ciastka, lody, napoje. Oczywiście największym zainteresowaniem pasażerów cieszył się górny pokład. Wszakże niecodziennie ma się okazję oglądać swoje miasto z takiej wysokości.

Poniżej kilka zdjęć #P119 i film wykonany w trakcie powolnego wyjazdu autobusu z placu Jana Nowaka Jeziorańskiego. 20 kwietnia 2013.


Van Hool TD927 Astromega

Van Hool TD927 Astromega Van Hool TD927 Astromega

Van Hool TD927 Astromega Van Hool TD927 Astromega

Van Hool TD927 Astromega Van Hool TD927 Astromega

Prezentacja autobusu na placu Jana Nowaka Jeziorańskiego w Krakowie.

Van Hool TD927 Astromega Van Hool TD927 Astromega

Obok prezentowanego Van Hoola czasami pojawiała się maskotka PolskiegoBusa, czyli bocian.


Van Hool TD927 Astromega na placu Jeziorańskiego
 
Widok ogólny na plac Jeziorańskiego. Van Hool nie wjechał na jego środek - stał na końcu uliczki dojazdowej. Nie każdy wie, że jeszcze kilka lat temu zamiast budynku galerii był tam dworzec PKS.


Van Hool TD927 Astromega Van Hool TD927 Astromega


Van Hool TD927 Astromega
  
Astromega powoli wycofuje z placu Jeziorańskiego i wjeżdża w ul. Pawią. To screeny z poniższego filmu.


Van Hool TD927 Astromega - wnętrzeVan Hool TD927 Astromega - wnętrze

 Wnętrze górnego pokładu Astromegi. Niestety jak w mniejszych Van Hoolach, również i w tym przypadku nie zadbano o wygodę pasażera. Miejsca na nogi nie ma zbyt wiele, a przy dłuższej podróży i opuszczonych oparciach może być to sporym problemem, czego osobiście doświadczyłem.


Van Hool TD927 Astromega Van Hool TD927 Astromega

Astromega na ul. Pawiej. Tutaj rozpoczynały się i kończyły darmowe przejażdżki.


Van Hool TD927 Astromega Van Hool TD927 Astromega

 Logo i tabliczka znamionowa prezentowanego autobusu.


Van Hool TD921 Altano

Przez Kraków przebiega także linia P6, która łączy Zakopane z Warszawą. Obsługują ją Van Hoole TD921 Altano. Na zdjęciu pojazd nr P031, który dojeżdża do mostu Dębnickiego (kierunek Zakopane). 11.05.2013. 



Blog Transportowy na Facebooku
 
 

wtorek, 21 maja 2013

Z firmą Wencel-Tourist do Lwowa



W ubiegłym roku opisywałem weekendowy wyjazd do Wiednia. Wówczas podróżowałem z firmą PolskiBus. Tegoroczna majówka również była bardzo długa, więc sprzyjała wyjazdom. Z żoną wykorzystaliśmy ten fakt i wyruszyliśmy do Lwowa. Zdecydowaliśmy się na nocny autobus firmy Wencel-Tourist z Krakowa.


Na stronie internetowej przewoźnika widnieje informacja, że na rynku turystycznym istnieje on już od 1992 roku. Obsługuje obecnie trzy regularne linie autobusowe, wszystkie na Ukrainę. Czasowo zawieszona relacja Zakopane – Lublin – Kijów oraz czynne z Częstochowy do Lwowa przez Kielce i Tarnobrzeg (odjazdy dwa razy w tygodniu) i z Krakowa do Lwowa przez Tarnów. Ta ostatnia najpopularniejsza – odjazdy codziennie. Kraków (21:50) – Tarnów (23:15) – Lwów (6:00 wg czasu ukraińskiego) i powrót Lwów (22:00 wg czasu ukraińskiego) – Tarnów (4:30) – Kraków (6:00).


Wyjeżdżaiśmy z Krakowa w niedzielę, 29 kwietnia.  Bez względu na dzień rozpoczęcia podróży i czas przedsprzedaży, cena biletu była taka sama, czyli 110 zł. W porównaniu z ofertą popularnych linii autobusowych Eurolines to droższa oferta (tam tylko 95 złotych), ale czasowo korzystniejsza i codzienna, więc terminu podróży nie musięliśmy dostosowywać do rozkładu jazdy. Odjazd z Regionalnego Dworca Autobusowego, górna płyta. Autobus przyjechał już około 21:20. Spodziewałem się któregoś z przedstawionych na stronie Wencel-Tourist pojazdów (np. Bova Futura, Autosan A404T), a przyjechał zupełnie inny model, w dodatku na ukraińskiej rejestracji. Przyznam, że był to dla mnie mały szok, bo przecież bilety kupowałem u polskiego przewoźnika, a nie u ukraińskiego. Klasa autobusu była jednak odpowiednia – to EOS 233. Wnętrze przyjemne, wygodne. Miejsc siedzących 63. Co najważniejsze, fotele były odpowiednio oddalone od siebie, więc przestrzeń  na nogi była duża. Całkowite przeciwieństwo taboru PolskiegoBusa, gdzie upchano maksymalną ilość siedzeń, nie zważając na komfort pasażerów. Wspomniany wygodny EOS należał do firmy East West Eurolines. To duży ukraiński przewoźnik. Jego autokary docierają także do innych polskich miast (np. Warszawa, Łódź, Wrocław) oraz kursują na trasach wewnątrz Ukrainy. Łatwo je rozpoznać, bo są białe z dużą, żółtą nazwą firmy.


EOS z East West Eurolines

EOS z East West Eurolines

Ukraiński EOS 233 z East West Eurolines podstawiony na górnej płycie Regionalnego Dworca Autobusowego w Krakowie. Marka EOS należy do firmy Van Hool, o czym przypomina logo na przodzie pojazdu.


Minusem krakowskiego Regionalnego Dworca Autobusowego jest plaga kradzieży. Złodzieje krążą obok autobusów, udając ich pasażerów. Wchodzą na chwilę do pojazdu, przekładają bagaże w luku bagażowym. W ten sposób zyskują zaufanie pasażerów i obsługi. Na krótko przed odjazdem wyjmują torbę z bagażnika i dyskretnie oddalają się z nią. Sprawę ostatnio mocno nagłaśniały lokalne media, a w jednej z konferencji organizowanych dla przewoźników brała udział policja, przedstawiając wówczas sposób działania przestępców. Ich ulubiona relacja to Kraków – Zakopane. Pod wpływem tych informacji obowiązkowo odstałem sporo czasu przy bagażach. Co ciekawe, ich bezpieczeństwa nie pilnował żaden inny pasażer. Sporadycznie zerkał na nie jeden z dwóch ukraińskich kierowców (żaden z nich nie był pod krawatem – nie pasowali do międzynarodowej trasy i EOS-a), ale generalnie były bez opieki.


O 21:50 nie ruszyliśmy. Wszystkie miejsca były zajęte, a kilka osób z wykupionymi biletami stało na korytarzu (Polaków było tylko ok. 10, reszta to Ukraińcy). Okazało się, że kierowcy wzięli „na łebka” dodatkowych pasażerów. Teraz dość nieelegancko ich wypraszali. Ci zaś (głównie kobiety) rozpaczali, bo ktoś np. jutro miał być w pracy. Było więc trochę zamieszania, ale w końcu ruszyliśmy. Tuż za dworcem jeszcze zatrzymaliśmy biorąc planowego dodatkowego pasażera, w dodatku dość nieświeżego (śmierdział). Przez jakiś czas siedział na schodach, a przed wjazdem na autostradę schował się w przedziale sypialnym (potem ujawnił się na granicy). Jedyny przystanek na trasie to Tarnów. W rozkładzie jazdy pisze, że autobus zatrzymuje się na placu przy dworcu kolejowym, w rzeczywistości był to dworzec PKS, na którym dosiadła się jedna osoba. I tak dotarliśmy do granicy – Korczowa. Dla osób przyzwyczajonych do przekraczania granic w strefie Schengen (czyli np. dla nas) było to dość ciekawe przeżycie. Dziwny był już sam fakt, że trzeba się zatrzymać, że są tam budynki, celnicy. Opuszczając Polskę w innych miejscach niekiedy nawet nie widać, że już jest się w innym państwie.


Do przejścia w Korczowej dotarliśmy około godziny 2:00. EOS zatrzymał się przed stanowiskiem odpraw i tam czekaliśmy na sygnał od pograniczników, że można podjechać. Trwało to ponad godzinę (przed nami odprawiany był inny autobus). W końcu ruszyliśmy i zaczęło się oglądanie autobusu, sprawdzanie zawartości bagażnika (bagaże były przekładane, ale nikt ich nie otwierał). Jeden z pracowników straży granicznej przeszedł przez autobus i zebrał paszporty. Potem nic się nie działo. Kiedy większość pasażerów zasnęła – pobudka, czyli pukanie do drzwi i celnik oddaje paszporty. Rozdał je jeden z kierowców. Wtedy już jechaliśmy, jednak niezbyt daleko – pod przejście ukraińskie. Tam schemat działania powtórzył się: czekanie, podjazd, zebranie paszportów. Kiedy dokumenty do nas wróciły, były bogatsze o ukraińską pieczątkę. Można było jechać dalej. Znów niezbyt daleko, do prawdziwej granicy światów – dojechaliśmy do zamkniętej bramy, za którą było już zupełnie inaczej niż u nas (podróż w czasie o 20 – 30 lat wstecz). Ręcznie otworzył ją ukraiński pogranicznik i mogliśmy ruszyć w dalszą podróż. Było to około godziny 4:00, więc na granicy spędziliśmy blisko dwie godziny. Godzinę później byliśmy już w największym mieście dawnej Małopolski Wschodniej, czyli we Lwowie. Więcej informacji na temat tego niezwykłego miasta pojawi się już za jakiś czas. Będzie tramwajowo, trolejbusowo, kolejowo i autobusowo. Teraz wracam do podróży z firmą Wencel-Tourist, a dokładnie z ukraińskim East West Eurolines.


 BAZ A148 (БАЗ А148)

Dworzec Stryjski we Lwowie. Obok Neoplana pełna egzotyka, czyli ukraiński BAZ A148 (БАЗ А148). Nawet na Ukrainie nie jest to zbyt częsty widok. Komunikację lokalną obsługuje głównie znacznie mniejszy tabor.


BAZ A079 (БАЗ A079)

 Na Dworcu Stryjskim przeważają małe Etalony, czyli BAZ-y A079 (БАЗ A079). To wersje lokalne, które poznamy po charakterystycznym pasiastym malowaniu. Wersje miejskie, czyli popularne marszrutki opuszczają fabrykę w żółtych barwach.


Wspomniany EOS 233 przywiózł nas na Dworzec Stryjski. Jest on położony na uboczu, w rejonie stadionu wybudowanego na Euro 2012. To jeden z kilku dworców autobusowych we Lwowie. Z tego samego miejsca wyznaczono kurs powrotny – o 22:00 czasu ukraińskiego (21:00 w Polsce). Wracaliśmy 3 maja. Na ukrainie trwały już święta wielkanocne, więc frekwencja była znacznie mniejsza. Jechało tylko 20 pasażerów. Mimo to podstawiono tego samego, 60-osobowego EOS-a 233. Obok niego stała starsza Setra (także tego przewoźnika) w relacji Lwów – Przemyśl. Odjechało nią tylko kilka osób. Usiedliśmy w części przedniej i już po chwili zaczęły się niespodzianki. Ukraińcy, którzy kupili bilety w dworcowej kasie zaczęli nas przekonywać, że zajęliśmy ich miejsca, które są rzekomo numerowane. To oczywiście była bzdura, ale wywołała niepotrzebny stres. Nim ruszyliśmy, jeden z ukraińskich kierowców sprawdził paszporty swoich rodaków – czy wszyscy mają potrzebną na wjazd do Polski wizę. Około 23:30 (czyli 22:30 czasu polskiego) staliśmy przed granicą. Pół godziny później otwarto bramę i rozpoczęło się standardowe zbieranie paszportów, czyli zgodnie ze znanym już z wcześniejszego przejazdu schematem. Po kolejnych 30 minutach mieliśmy je z powrotem, bogatsi o pieczątkę wyjazdową. Podjechaliśmy pod polską granicę i znów czekanie (jaki sens ma to czekanie – przed nami nie było żadnego autobusu?). Dopiero 10 minut po północy (teraz już podaję nasz, polski czas) pozwolono nam wjechać na przejście. Tam mała niespodzianka – już nie realizuje się schematu. Do autobusu wsiadło trzech rozradowanych polskich celników (w tym jedna pani), którzy rozmawiając żartowali sobie na temat kontroli, którą zaraz przeprowadzą. Pewne teksty, czy nawet sposób zachowania nie powinny mieć miejsca. Celnicy jednak sobie folgowali zakładając, że w autobusie są tylko ukraińscy pasażerowie. Mocno zestresowanemu kierowcy kazano ruszyć. Podjechaliśmy do pobliskiego budynku, gdzie wszystkim kazano wysiąść, jednak bez bagaży. W owym budynku przeprowadzano kontrolę paszportową. Już po wejściu do niego było wiadomo, że jest tam toaleta. Tak w Korczowej Unia Europejska wita gości – smrodem z toalety. Plusem tej żenującej Polaka sytuacji był fakt, że toaleta była bezpłatna (po stronie ukraińskiej trzeba było zapłacić dwie hrywnie). W samej zaś toalecie (męskiej) ciekawostka: jedna kabina i aż cztery umywalki. Pisuarów brak.


Rozpoczęła się kontrola. Długa i męcząca. Przyznam, że jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Każdy Ukrainiec był dokładnie sprawdzany: paszport, wiza, zaproszenie. Potem jeszcze wypytywanie: ile ma pieniędzy (proszę pokazać), gdzie będzie nocować i co robić, jeżeli przyjazd turystyczny, to należało pokazać jakieś potwierdzenie z hotelu. Okropne. Na szczęście w przypadku Polaków (aż 4 sztuki) wszystko poszło szybko – tylko okazanie paszportu. Tak samo było też w przypadku jednego Czecha. Naszym EOS-em podróżowała także para turystów z Izraela. W ich przypadku nasze służby celne były bardzo podejrzliwe. Okazało się, że do Ukrainy przylecieli samolotem, a to przecież niezgodne z ogólno przyjętym schematem „czym przyjeżdżasz, tym wracasz”. Należało to dokładniej wyjaśnić. W końcu, po blisko godzinnej kontroli wszyscy pasażerowie wrócili do autobusu i po 1:00 ruszyliśmy do Krakowa. Całe szczęście, że nie było kontroli bagażu. Wtedy pewnie stracilibyśmy kolejną godzinę wśród smrodu z brudnej toalety. W trakcie opisywanej kontroli pod budynek podjechał autokar z polskimi turystami. W ich wypadku postąpiono zgodnie ze wcześniejszym schematem – zostali w pojeździe, a po około 20 minutach oddano im paszporty i odjechali. Stąd wniosek, że tę granicę należy przekraczać tylko razem z Polakami – jeżeli chce się ją szybko pokonać. W przeciwnym razie utkniemy na dłużej. Tylko jak to przewidzieć? Bilety kupiłem przecież u polskiego przewoźnika.




EOS 233 z East West Eurolines na Dworcu Stryjskim we Lwowie. Przed podstawieniem się na kurs Lwów - Kraków o godzie 22:00. 3.05.2013. Zdjęcie gorszej jakości - mocny zoom przy fatalnym oświetleniu.




Na krakowski Regionalny Dworzec Autobusowy dotarliśmy około godziny 5:00 (planowo o 6:00 – taką godzinę podaje na swojej stronie Wencel-Tourist, lub nawet o 7:00 – taka godzina widniała na bilecie), nie zatrzymując się w Tarnowie. Na przybyszy z Ukrainy (i innych podróżnych) czekała na nim nieprzyjemna niespodzianka (po śmierdzącej kontroli granicznej w Korczowej to już druga). Dworzec był zamknięty, więc nadzieja na skorzystanie z toalety lub schowanie się przed porannym chłodem szybko prysnęła (otwarcie dopiero o 6:00). Naszym celem był przystanek tramwajowy położony w tunelu. Z górnej płyty RDA zjechaliśmy na dół windą i … nie mogliśmy się z niej wydostać, bo wejście na dolną płytę było zamknięte (cała dolna płyta była zamknięta). Szkoda, że przy windzie na górze nie było żadnej informacji. Wróciliśmy więc i z ciężkimi bagażami zmagaliśmy się ze schodami (żadne ruchome nie działały), w końcu docierając na przystanek MPK.


Lwów 2013


Blog Transportowy na Facebooku

czwartek, 31 maja 2012

Z PolskimBusem do Wiednia


Nowy przewoźnik autokarowy o nazwie PolskiBus.com już od połowy ubiegłego roku (dokładnie od 18 czerwca 2011) wozi pasażerów po Polsce i do sąsiednich krajów (Austria, Słowacja, Niemcy i Czechy). Charakterystyczne czerwone autobusy Van Hool TD921 Altano szybko zyskały pasażerów, bo zastosowano bardzo atrakcyjną taryfę biletową. Najniższa cena to tylko 1 zł. Tu jednak obowiązuje zasada „kto pierwszy, ten lepszy” – kolejne bilety są już droższe, a ich zakup odbywa się wyłącznie przez Internet, ale i tak nawet w przypadku opcji najdroższej jest to bardzo atrakcyjna oferta.


Na próbną przejażdżkę PolskimBusem zdecydowałem się około sierpnia 2011, wybierając linię P6 z Warszawy do Katowic przez Kielce i Kraków, a dokładniej końcowy odcinek Kraków – Katowice. Już za pierwszym razem upolowałem bilet za 1 zł. Niestety rezerwację należy od razu opłacić, a nie miałem wtedy dostępu do konta. Potem nie dysponowałem wolnym czasem, więc pierwszą przejażdżkę czerwonym TD921 Altano odkładałem na później. Niestety nie zdążyłem. Pod koniec roku zawieszono relację Kraków – Katowice, kierując linię P6 do Zakopanego (od 18 grudnia 2011). Pierwsza podróż PolskimBusem oddaliła się więc czasowo.


PolskiBus: Van Hool TD921 #P017
Regionalny Dworzec Autobusowy w Krakowie. Kurs linii P6 do Katowic na godzinę 10:00. Kilkanaście osób czeka w kolejce do wejścia, a kierowca sprawdza rezerwacje. 27.08.2011.


PolskiBus: Van Hool TD921 #P016
Kraków, ul. Conrada. Popołudniowy kurs do Katowic. Taki wariant trasy P6 będzie funkcjonował jeszcze tylko kilka dni. Potem zmiana - do Zakopanego. 11.12.2011, godz. 15:15.




Maj 2012 w Polsce zaczął się dość ciekawie, bo od mega weekendu, który praktycznie wystartował już w sobotę 28 kwietnia. Wystarczyło wziąć trzy dni urlopu, aby mieć aż 9 dni wolnego. Skorzystałem z tej możliwości, planując także odwiedzenie austriackiej stolicy. Do Wiednia zamierzałem dostać się Van Hoolem PolskiegoBusa (linia P5: Warszawa – Częstochowa – Katowice – Bratysława – Wiedeń). Bilety można rezerwować niestety tylko na określony okres czasu i początkowo koniec kwietnia i maj były niedostępne. Dopiero na początku lutego ruszyły rezerwacje na majowy weekend.  Niestety niczego za złotówkę nie kupiłem, ale z uzyskanej ceny i tak byłem zadowolony. Tylko 180 zł za podróż z Katowic do Wiednia i powrót dla dwóch osób. Inni przewoźnicy żądają większych kwot za jedną osobę i to bez biletu powrotnego.


I tak nastał oczekiwany majowy weekend i wyprawa do Wiednia. Z żoną dotarliśmy do Katowic i na dworcu PKS czekaliśmy na linię P5, odjazd o 23:00. Szumiący z daleka włączoną klimatyzacją Van Hool TD921 nr P005 dotarł około 22:40. Przyjechał pełny, ale na szczęście sporo osób wysiadło, więc była szansa na miejsca obok siebie, a nie przy kimś obcym. Kierowca skontrolował bilet (właściwie wydruk strony potwierdzającej rezerwację, ponoć wystarczy tylko podanie numeru rezerwacji) i można było wsiadać. Jednocześnie inny pracownik (pewnie drugi kierowca) wydawał i przyjmował bagaże. Każda sztuka otrzymuje specjalną banderolę – odbiór po okazaniu przez pasażera kwitu. Autobus zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, być może za sprawą odpowiedniego podświetlenia schodów i całego wnętrza. Ponieważ wsiedliśmy jako jedni z pierwszych - udało się, czyli mieliśmy z żoną miejsca obok siebie. Inne osoby nie miały już takiego szczęścia.


PolskiBus zapewnia, że w autobusach jest dostępny bezpłatny Internet. Natychmiast to sprawdziłem i faktycznie tak było. Punkt 23:00 ruszyliśmy w stronę przejścia granicznego w Cieszynie, czyli trasą nr 1, międzynarodową E75 prowadzącą aż do Grecji. Teraz niestety zaczęło się robić nieprzyjemnie. Siedzenia (kryte skajem lub skórą – niestety nie rozróżniam tego, ale zakładam jednak, że była to ta droższa wersja, czyli skóra) były niezbyt wygodne – śliskie, więc próbujące spać ciało często ślizgało się bezwładnie. Oparcie jakoś tak dziwnie wyprofilowane, że wygodne ułożenie głowy nie było możliwe. Największy problem to jednak nogi. Tragedia – ktoś przede mną rozłożył oparcie i praktycznie byłem zablokowany. I tak nastała noc zmagań: ciasno, niewygodne siedzenie i ciągłe wstrząsy na nierównych drogach – tu strasznie zawiodłem się na Czechach, licząc, że mają lepsze nawierzchnie. Około 4:30 byliśmy w Bratysławie. Przejechaliśmy przez centrum, trafiając na tamtejszy dworzec autobusowy. Połowa pasażerów wysiadła. Można więc było rozsiąść się na dwóch miejscach i przewracając się z boku na bok próbować zasnąć. Wystarczyłoby tylko trochę więcej odstępów między rzędami siedzeń i mogłoby być wygodnie. Niestety w tym przypadku PolskiBus postawił na ilość, a nie na jakość, więc pasażerów jest więcej i męczą się.


Stopniowo robiło się coraz jaśniej i przekroczyliśmy granicę słowacko-austriacką. Obolały i niewyspany zacząłem więc podziwiać widoki, których głównym elementem były wiatraki-elektrownie. Podróż mogłaby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby jechało się w dzień. Wtedy ogląda się mijaną okolicę, a nie próbuje zasnąć. Może więc wówczas można by powiedzieć, że autobus jest wygodny, choć ten brak miejsca na nogi jednak nadal utrzymuje moją opinię, że taka aranżacja wnętrza służy tylko przewoźnikowi, a nie pasażerom. Przykładowo kilka dni później jechałem Jelczem T120 z PKS Nowy Sącz – rewelacja. Może to i stary trup, ale nogi mogłem wyciągnąć i jeszcze zmieściła mi się torba. Wracając jednak do PolskiegoBusa – na końcowym przystanku (dworzec autobusowy ÖBB Postbus przy Südtiroler Platz) byliśmy już przed 6:00 (plan 6:35). To dobrze, bo było więc więcej czasu na Wiedeń.


PolskiBus: Van Hool TD921 #P005
 Linia P5 na końcowym przystanku: Wiedeń. Trwa wydawanie bagaży. W pobliżu stało sporo pojazdów lokalnych przewoźników. Dworzec autobusowy ÖBB Postbus przy Südtiroler Platz.



Z Wiednia wracaliśmy dwa dni później. Także kursem nocnym – na 22:15. Tym razem był to autobus nr P013. Tłok przy wsiadaniu dość spory, a w trakcie oddawania bagaży doszło nawet do małej sprzeczki między pchającymi się pasażerami. To jednak nie wina przewoźnika, choć gdyby autobus podstawił się wcześniej, to jednocześnie wsiadałaby mniejsza ilość osób. Wolnych miejsc było tylko kilka, a Internet nie działał. Wprawdzie łączyło z pokładowym Wi-Fi, ale Internetu nie było. Sprawdzałem kilka razy, na różnych odcinkach trasy. W Bratysławie dodatkowa atrakcja. Brakuje jednego miejsca. Najpierw poszukiwał go sam pasażer, potem do akcji wkroczył kierowca. Miejsca jednak nie znaleziono. Czyżby pojawił się jakiś gapowicz? Miała być nawet dodatkowa kontrola wszystkich biletów (środek nocy – wszyscy chcą spać), ale ostatecznie zrezygnowano z niej, a pasażer zostawił podróżującą z nim dziewczynę i poszedł zająć jakieś rezerwowe miejsce na dole, przy kierowcach.


W trakcie długiej podróży problemem jest toaleta. Ponieważ w Internecie znalazłem wiele negatywnych opinii na temat WC w pojazdach PolskiegoBusa, nie zamierzałem korzystać. W trakcie jazdy powrotnej słyszałem nawet wersję, że toaleta jest zamknięta. Z ubikacji można było bez przeszkód korzystać w trakcie postojów, np. na dworcu w Katowicach, czy na granicy polsko-czeskiej (planowy, ale nie uwzględniony w rozkładzie postój).


Podsumowując. Było bardzo niewygodnie i o spaniu mogłem tylko pomarzyć. Autobus to jednak nie wagon sypialny i nie można mieć niewiadomo jakich wymagań. Wystarczyłoby jednak tylko usunąć jeden lub dwa rzędy siedzeń i podróżowałoby się o wiele wygodniej, choć ze stratą dla przewoźnika, bo zabrałby mniej pasażerów. Mimo niewygody PolskiBus zawsze znajdzie chętnych do skorzystania z jego usług – cena to podstawa. To działa również i na mnie. Już mam dwa nowe bilety za łącznie 60 zł.

 ___________________________________________________________________________________

Czym jest PolskiBus.com? To nazwa usługi autokarowej wprowadzonej na polski rynek przez firmę Souter Holdings Poland. W informacji prasowej podano, że usługi przewoźnika to odwzorowanie modelu działalności przewozowej prowadzonej na terenie Wielkiej Brytanii, USA i Kanady. Odniosła ona niezwykły sukces i dalej się rozwija. To jej debiut na polskim i europejskim rynku.



Souter Holdings Poland jest nową spółką z branży transportu publicznego firmy Souter Investments. Natomiast Souter Investments to prywatne, rodzinne biuro inwestycyjne prowadzone przez Briana Soutera, szkockiego przedsiębiorcę z branży transportu. Zakres działalności obejmuje inwestycje i zarządzanie szerokim portfelem aktywów, składającym się głównie ze spółek notowanych na giełdzie, funduszy inwestycyjnych oraz pozagiełdowych firm prywatnych.  Inwestycje w branży przewozowej obejmują większościowe udziały w dwóch miejskich spółkach autobusowych w Nowej Zelandii - Howick and Eastern Buses i Mana Coach Services oraz firmę transportową zajmującą się przewozami promowymi z siedzibą w Auckland - Fullers Group. Łącznie te trzy firmy przewożą ponad 12,5 milionów pasażerów rocznie i obsługują 270 autobusów oraz 15 promów. Inwestycje związane z transportem obejmują również przedsiębiorstwo Argent Energy, które obsługuje największą w Wielkiej Brytanii fabrykę wytwarzającą biodiesel z odpadów i osadów oraz firmę Alexander Dennis, największego brytyjskiego producenta autobusów i autokarów, którego produkty sprzedawane są w 30 krajach oraz wiodącego dostawcę autobusów hybrydowo-elektrycznych w Europie. Informacja za stroną www.polskibus.com.

środa, 2 grudnia 2009

Trolejbusy


Dziś nowość w moim blogu, czyli trolejbusy. W tej notce wykorzystuję filmy, które nie są mojego autorstwa.

Na początek wyjątkowy, trójosiowy trolejbus (Gräf & Stift SL172) i niezwykła pętla linii 683 - z obrotnicą Niemcy - Solingen). Prawdziwa rewelacja, ale niestety zagrożona likwidacją, a może nawet już zlikwidowana. Zamiast tej niezwykłej lokalnej atrakcji postanowiono przedłużyć linię i wybudować zwykłą pętlę. Film umieszczono na Youtube w 2006 roku i chyba jest to także rok jego nagrania. Niestety w poniższym odtwarzaczu nie da się go obejrzeć - kliknijcie zatem wyświetlony na środku link:




Niezwykłe przegubowe trolejbusy z miejscowości Gent, Belgia, czyli Van Hool AG280T. Jakość trochę gorsza - to też nagranie z 2006 roku (może starsze, a umieszczone w 2006 r):