Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grecja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grecja. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 marca 2012

AKK Katerini (1)


AKK Katerini


Ten wpis poświęcę firmie, z którą w trakcie greckiego urlopu miałem najczęstszy, praktycznie codzienny kontakt. Wypoczywając w nadmorskiej Paralii nie można nie zetknąć się choć przez chwilę z autobusami należącymi do AKK Katerini, czyli miejskiego przewoźnika z miasta Katerini (jak już pisałem w dziale kolej, jest to stolica leżącej w środkowej części Macedonii prefektury Pieria, która liczy około 56 tysięcy mieszkańców). Jeżeli nawet nie korzystamy z usług AKK, to co około 10 minut zobaczymy pojazd tego przewoźnika lub choć na chwilę zetkniemy się z charakterystycznym logo informującym o przystanku autobusowym.



Tabliczka przystankowa AKK Katerini


Paralia jest oddalona od Katerini o 4 kilometry i to właśnie do niej dociera najwięcej pojazdów przewoźnika. Są to jednak głównie linie sezonowe. Sezon turystyczny w Grecji trwa znacznie dłużej niż nad polskim morzem, bo zaczyna się już około kwietnia, a kończy w październiku. Wtedy do Paralii ruszają aż trzy linie autobusowe. Podstawowa nr 1 łączy Katerini z centrum Paralii – główny końcowo-początkowy przystanek jest zlokalizowany na ul. Nikis, tuż przy plaży i molo. W godzinach od 11 do 22 „jedynki” oficjalnie kursują co 10 minut, a w rzeczywistości nawet częściej, bo mają kilka wariantów trasy, której pokonanie zajmuje im około 25 minut. Ile jest tych wariantów – nie wiem. Osobiście naliczyłem cztery opcje, ale może ich być więcej. Niestety na przystankach brak rozkładów, a tam gdzie są nie podaje się szczegółów, tylko konkretne godziny. Podstawowa relacja Katerini – Paralia jest zachowana, ale autobusy jadą najkrótszą drogą lub objeżdżają sąsiednie miejscowości, np. zaliczając centrum miejscowości Kallithea. Jakiś wariant linii 1 przejeżdża też przez trochę dalej położone nadmorskie Korinos. O różnych trasach „jedynki” przekonamy się stojąc na głównym przystanku w Paralii, na który autobusy wjeżdżają z różnych stron. Raz z lewej strony, raz z prawej, często jednocześnie z obu. Poza wspomnianym 11 godzinnym szczytem linia nr 1 kursuje co ok. 20 minut, choć zdarzają się częstsze kursy. Pierwszy kurs z Paralii do Katerini jest o 6:35, a ostatni o 24:15.


Mercedes O405N z AKK Katerini
Paralia, ul. Nikis. Główny przystanek w centrum, tuż przy plaży, kościele i molo. Stoi na nim Mercedes O405N z AKK Katerini. Pojazd rozpoczyna kurs powrotny linii nr 1 do Katerini. Na wyświetlaczu pełna relacja, czyli Paralia - Katerini.


Główny przystanek AKK Katerini w centrum Paralii
Paralia, ul. Nikis. Główny przystanek w centrum. Tak prezentuje się wiata przystankowa, a w niej dwa automaty do sprzedaży biletów. Po sezonie automaty są wyłączane, a wnętrze wiaty zostaje zagrodzone opuszczanymi roletami.


Elektroniczna tablica informacyjna w centrum Paralii
Obok wiaty stoi elektroniczna tablica informacyjna. Tylko z niej dowiemy się, że linia łącząca Olympiaki Akti z Korinos ma nr 10. To jedyne miejsce w Paralii, w którym umieszczono taki system informacji pasażerskiej. Na pozostałych przystankach brak rozkładów jazdy. Zupełnie inaczej jest w Katerini - tam elektroniczne tablice są na większości przystanków.


Linia nr 2 łączy Katerini z inną nadmorską miejscowością – Olympiaki Akti, czyli Olimpic Beach (ta angielska nazwa jest używana również w Polsce), oddaloną od Paralii o 2 kilometry. „Dwójka” kursuje co około 30 minut. Poznałem tylko jeden wariant, czyli przez Paralię. Możliwe, że są też inne opcje, a na pewno były, np. w 2009 roku. Z tego okresu pochodzą zamieszczone na galerii TWB zdjęcia pojazdów linii nr 2, które jeździły z Katerini pomijając Paralię. Dowodem na to jest chociażby naklejka z wykazem przystanków umieszczona w jednym z pojazdów:


Schemat połączeń AKK Katerini


W samej Paralii linia nr 2 ma bardzo ciekawy przebieg, bo autobusy jadące w stronę Olimpic Beach przemieszczają się wąską, jednokierunkową i równoległą do oddalonego o kilkanaście metrów morza uliczką Agiou Nikolaou. Wieczorem ruch kołowy jest zamykany (AKK korzysta wtedy z równoległej drogi) i miejsce to staje się deptakiem. Jednak nawet i w dzień uliczka jest pełna spacerowiczów. To bardzo utrudnia wykonanie jakiegokolwiek zdjęcia. Dodatkowo jest wąsko, tak więc tylko ściany przednie pojazdów można dobrze udokumentować.


Mercedes O405N #4 AKK Katerini
Mercedes O405N #4 na linii 2 z Katerini do Olimpic Beach przejeżdża przez ul. Agiou Nikolaou w Paralii. Strój niektórych przechodniów świadczy o bliskości plaży, którą w tym miejscu od jezdni oddziela tylko chodnik.


Poniżej filmik, który nakręciłem na Agiou Nikolaou. Jego bohater to Mercedes O405N #2. Autobus oznaczony jest jako linia nr 3. Przyznam, że ten numer trasy jest dla mnie zagadką. Pierwotnie myślałem, że to pomysł jednego z kierowców - „właściciela” pojazdu nr 3, który wypisał na tablicy numer swego miejsca pracy. Zdanie zmieniłem po nakręceniu tego filmu, na którym jest wszakże inny autobus (#2, a nie #3), inny kierowca, a linia nr 3. Relacja taka sama, jak „dwójki”, czyli Katarini - Paralia - Olimpic Beach, ale może jedzie inaczej w Katerini, albo zmiana trasy następuje dalej, np. przez centrum miejscowości Kallithea. Tu jednak nie rozumiem, dlaczego mająca różne warianty „jedynka” jest cały czas oznaczona tak samo, a inna trasa o mniejszych zmianach ma aż dwa numery. Może jakiś czytelnik bloga rozwiąże kiedyś tę transportową zagadkę.




Do Paralii dociera też linia nr 10. To wieczorne połączenie (od po 17:00 do po 23:00) miejscowości Korinos z Olimpic Beach przez Paralię. Obsługują ją wyłącznie pojazdy klasy midi (jedna brygada), które na tablicach kierunkowych mają podane tylko relacje, bez numeru linii. O tym, że do Korinios jeździ „dziesiątka” dowiedziałem się z diodowej tablicy odjazdów umieszczonej na głównym przystanku. Inne linie też nie zawsze są oznakowane cyfrą. Kilka razy widziałem „jedynkę” oznaczoną tylko napisami. Co ciekawe, w rozkładach jazdy nie było podziału na dni wolne i robocze. Wszystko jeździło tak samo, nawet w ważne dla Greków religijne święto 15 sierpnia. Sezon turystyczny ma więc swoje dodatkowe prawa.


Mercedes O402 #20 z AKK Katerini na linii nr 10
Mercedes O402 #20 w centrum Paralii. To kurs linii nr 10 do Korinos. O numerze linii dowiemy się tylko z diodowej tablicy umieszczonej na wcześniejszym przystanku - przy molo i kościele.


To tyle w sprawie linii sezonowych. W okresie zimowym główny przystanek w Paralii jest zamykany (opuszczane rolety zamykają wiatę z automatami biletowymi), ale autobusy nadal dojeżdżają do tej miejscowości, jednak już ze znacznie mniejszą częstotliwością. Z rozkładu jazdy wynika, że pozostają tylko dwa warianty trasy (letni rozkład podawał tylko jeden wariant, a przecież było ich więcej, więc informacja ta może być niepełna), czyli z Katerini do Paralii najkrótszą trasą bez wjazdu do centrum miejscowości Kallithea lub z przejazdem przez nie. Lepszą częstość mają dłuższe kursy – w dni robocze co 20 minut, a w wolne co pół godziny (krótsze odpowiednio co 30 min. I co godzinę). Poza sezonem kursuje także linia nr 2, ale tu  częstość kursów jest tragiczna, bo co około trzy godziny.

Oprócz linii do Paralii, Olympiaki Akti, czy Korinos, AKK Katerini jeździ również do Svoronos. W dzień roboczy co 15 minut, a w soboty, niedziele i święta co 30. Na stronie internetowej przewoźnika jest także informacja o miejskich liniach nr 14 i 15, ale przyznam, że nigdy tak otablicowanego autobusu nie widziałem. Ogólnie strona internetowa AKK Katerini jest tragiczna – na jej podstawie ciężko jest ustalić ile linii firma obsługuje. W niektórych przypadkach rozkłady jazdy są podane dla danej linii, ale w większości nie stosuje się numeracji, tylko nazwy miejscowości (końcówek), a to wszystko oczywiście w greckim alfabecie. Naprawdę trudno jest się w tym połapać. Dlatego niestety nie mogę podać, ile linii obsługuje AKK i jakie są ich oznaczenia.


Mercedes O405N2 z AKK Katerini
Linia nr 8 w rejonie targowiska i dworca KTEL w Katerini. Po kilku minutach obsługujący ją Mercedes O405N2 #13 wracał z oznaczeniem trasy nr 6.


Taryfa biletowa AKK Katerini jest dość prosta. Tylko cztery rodzaje biletów, w tym dwa całe i dwa ulgowe. Bilety oznaczone są kolorami, co nie dotyczy biletów z automatu, bo te drukowane są na tym samym papierze. I tak bilet zielony kosztuje 1,10 euro. Można na nim podróżować do 6 kilometrów. Dłuższa podróż wymaga skasowania biletu czerwonego za 1,50 euro, który nie ma limitowanego dystansu kilometrów. Są także bilety ulgowe: żółty i niebieski. Ten pierwszy za 0,75 euro, a drugi za 0,60 euro. Korzystanie z ulg jest już lekko skomplikowane, bo np. w przypadku jazdy powyżej 6 km bilet zielony staje się biletem ulgowym dla studentów i innych upoważnionych osób, a zwykła ulga (pewnie dla emerytów i rencistów) to bilet żółty. Na tej dłuższej trasie bilet niebieski nie obowiązuje. Największym jednak problemem staje się ustalenie, jaką odległość mamy do pokonania, skoro na przystankach nie ma szczegółowych rozkładów jazdy. Na szczęście przewoźnik w tej kwestii zatroszczył się o turystów i na głównych przystankach wiszą informacje pokazujące, jaki bilet obowiązuje na danym odcinku – prosta mapka z nazwami po angielsku i z odpowiednimi kolorami. Dzięki temu bez problemu ustalimy, że jadąc z Paralii do dworca kolejowego w Katerini musimy skasować bilet zielony, ale gdy chcemy dotrzeć do centrum miasta, czeka nas zakup biletu czerwonego. Jeżeli nie zdążymy kupić biletu w kiosku, czy w automacie, możemy to zrobić u kierowcy. To jest jednak droższe i jeżeli dobrze pamiętam, to był to zwykły paragon z kasy fiskalnej, którego nie trzeba było kasować. Skorzystanie z kasownika wiązało się z pewnym bonusem informacyjnym. Mianowicie nie każdy autobus miał widoczny numer taborowy, ale widniał on na każdym skasowanym bilecie. Taka gratyfikacja dla miłośników komunikacji.


Bilety z AKK Katerini
Kupione w automacie bilety: zielony i czerwony. Kasowniki ucinają narożnik. Trzy pierwsze cyfry nadruku to numer autobusu - w tym przypadku Neoplan nr 14. Dalej data i godzina. Bilet czerwony jest przedarty - to efekt kontroli biletów.


Grecja 2011

niedziela, 4 grudnia 2011

Stacja Katerini


Grecka miejscowość Katerini to stolica prefektury Pieria, leżącej w środkowej części Macedonii. Liczy około 56 tysięcy mieszkańców. W trakcie urlopu 2011 trafiłem tam kilka razy – mieszkałem w pobliskiej Paralii, oddalonej od Katerini tylko o 4 kilometry. Oczywiście nie mogłem odmówić sobie wizyty na miejscowym dworcu kolejowym. Cel był hobbystyczny, a jednocześnie praktyczny, bo związany z planowanym przejazdem pociągiem do Thessalonik. Nigdy wcześniej osobiście nie zetknąłem się z greckimi kolejami OSE (ΟΣΕ). Planując wyjazd miałem dość spore obawy co do kondycji tego przewoźnika. W Internecie znalazłem wiele informacji o problemach związanych z kryzysem finansowym, w związku z którym na początku 2011 r. zamykano niektóre linie kolejowe, w tym słynną wąskotorówkę na Peloponezie, która już od wielu lat była moim turystycznym marzeniem. Niestety na chwilę obecną pozostały tylko liczne filmy na Youtube przedstawiające kursujące tam pociągi (dobre jednak i to). W ramach likwidacji i oszczędności zrezygnowano także z pasażerskich połączeń międzynarodowych, pozostawiając kolejowe przejścia graniczne jedynie w ruchu towarowym. Zakładałem więc, że pociągiem ΟΣΕ nie pojadę, a nawet, że nie zobaczę żadnego składu, tylko może jakieś budynki i infrastrukturę kolejową. Na szczęście było zupełnie inaczej. Trafiłem tam, gdzie kolej miała się całkiem dobrze.


Stacja Katerini jest położona na liczącej ponad 500 kilometrów linii łączącej Ateny z Thessalonikami. To główna trasa kolejowa w kraju. W całości uruchomiono ją w 1918 roku, a prace trwały od około 1900 roku. Była to linia wyjątkowa, bo o rozstawie szyn standardowym, czyli 1435 mm, co kontrastowało z preferowanym przez ówczesne władze tańszym, wąskotorowym rozwiązaniem (głównie 1000 mm). Zwiększenie rozstawu szyn było wymuszone planami przyłączenia greckiej kolei do innych europejskich linii. Początkowo powstał odcinek z Aten do okolic Larissy (tam przebiegała granica grecko-turecka), a potem dalszy przez słynną Dolinę Tempi do Thessalonik. Linia powstała głównie jako jednotorowa i taka sytuacja trwała do końca lat 90-tych. Cały czas trasa nie była zelektryfikowana. Wielkie zmiany przyniosły zbliżające się igrzyska olimpijskie w Atenach – 2004 rok. Jak się później okazało, to właśnie ogromne wydatki związane z organizacją olimpiady i przygotowywaniem do niej kraju stały się główną przyczyną kryzysu. Jednak bez wątpienia to właśnie dzięki olimpiadzie Grecja (a przynajmniej jej część) przeszła gruntowną modernizację. Dotyczyło to również kolei. Niestety dokładnie nie ustaliłem kiedy rozpoczęły się prace modernizacyjne na linii Ateny – Thessaloniki, ale przypuszczalnie było to już po roku 2000, a docelowo całość planowano zakończyć na 2015 rok, co w obecnej sytuacji wydaje się mało realne. Modernizacja polega na przebudowie całej linii na dwutorową i jej elektryfikację. Wyczytałem, że pociągi mają się po niej przemieszczać z prędkością do 200 km/h. Na pewno jeżdżą ponad 100 km/h, czego osobiście doświadczyłem. Założenie linii dwutorowej już zostało zrealizowane. Głównie modernizowano istniejącą już trasę, ale niekiedy linię budowano w innym miejscu. Tak było np. w rejonie stacji Nei Pori, gdzie tor przebiegał przez centrum turystycznej miejscowości, praktycznie tuż nad Morzem Egejskim. Teraz pociągi omijają zabudowania, ale wciąż pozostał ślad po dawnej linii. Tym tematem zajmę się jeszcze w oddzielnym wpisie. Wracając do linii z Aten do Thessalonik, warto dodać, że całość nie została jeszcze zelektryfikowana. Elektryczne składy kursują tylko na odcinku Larissa – Thessaloniki. Pomiędzy Atenami, a Larissą nadal wykorzystywana jest trakcja spalinowa, choć w wielu miejscach już od dawna stoją słupy trakcyjne, a nawet wisi sieć.


W Katerini nie było żadnych zmian lokalizacji linii kolejowej. Zaingerowano jedynie w drogi kołowe, które skierowano na wiadukty lub do tuneli. Pozostał zabytkowy budynek dworca, który wyremontowano. Działa w nim kasa biletowa, w której nawet mówią po angielsku, co w Grecji nie zdarza się zbyt często.


Wiadukt kolejowy w Katerini
Podniesienie prędkości szlakowej wymusiło likwidację skrzyżowań z innymi drogami. W centrum Katerini ruch drogowy skierowano do nowego tunelu, natomiast tuż za miejscowością (w stronę Larissy) powstał wiadukt, którym samochody przejeżdżają nad torami.


Stacja Katerini - budynek dworcowy

Stacja Katerini - budynek dworcowy
Widok na odnowiony budynek dworcowy. Na nim charakterystyczne logo greckich kolei OSE. O panujących tam wysokich temperaturach przypominają klimatyzatory.


Na stacji w Katerini
Nowy peron, nowe tory, a obok stary żuraw i wieża ciśnień.


Stację wyposażono w nowoczesny system informacji pasażerskiej – wyświetlacze na peronach i w budynku dworcowym. Niestety urządzenia nie działają, o czym przypomina wyświetlający się na nich napis. To jednak nie jedyny mankament stacji Katerini. Widocznie wyniknął jakiś problem budowlany lub po prostu zabrakło funduszy, a może ktoś coś źle zaprojektował. Problemem jest wsiadanie do pociągu, a właściwie dojście do miejsca, w którym można to zrobić. Dwa główne tory szlakowe przechodzące przez stację są nieczynne. Przerzucono przez nie metalowy pomost, którym pasażerowie przechodzą na drugi peron, z którego wchodzą na następny mostek. Na peronie trzecim trzeba skręcić w lewo, zejść z niego i przejść w prawo, przez jedyny czynny tor. Za nim do góry, czyli na tymczasowy czwarty peron – metalowa konstrukcja, na której w palącym słońcu można czekać na pociąg (są tam dwie małe wiaty jak na przystanku autobusowym, ale to ochrona tylko dla kilku osób, co i tak zresztą zależy od pory dnia, bo cień wszakże przemieszcza się). Z jego drugiej strony stoi skład towarowy – platformy, które już od dawna nie były ruszane i raczej pełnią funkcję ewentualnego „poszerzacza” peronu. Tak więc cały ruch kolejowy na stacji Katerini odbywa się tylko jednym torem, choć na stacji jest ich kilka.


Stacja Katerini

Stacja Katerini
Aby dotrzeć do tymczasowego czwartego peronu (tylko tam można wsiąść do pociągu) należy przejść przez metalowe kładki.



W trakcie swojego pierwszego pobytu na stacji Katerini (6.08.2011) nie liczyłem, że uda mi się zobaczyć grecki pociąg. Spotkała mnie jednak miła niespodzianka. Kiedy tylko ustaliłem, o której godzinie za kilka dni możemy z żoną wyruszyć do Thessalonik, z megafonów padł komunikat o niezrozumiałej treści, ale zakończony słowem Thessaloniki. Super. Będzie więc pociąg. Rozpocząłem zatem wędrówkę przez metalowe mostki na tymczasowy peron czwarty  – fajna wyprawa, choć gdy ma się bagaże (albo jest się starszą osobą) to jest to dość uciążliwe. Właśnie wjeżdżał lekko opóźniony pociąg osobowy nr 2590 relacji Paleofarsalos – Thessaloniki. To elektryczny zespół trakcyjny Siemens Desiro EMU-5, jeden z dwudziestu posiadanych przez OSE.
  

Siemens Desiro EMU-5

Siemens Desiro EMU-5



Na ścianie przedniej ezt jest wyświetlacz, który powinien podawać relację pociągu. Oczywiście nie działał - przecież każdy wie, gdzie skład jedzie. Tak wyglądał odjazd ze stacji Katerini:




Drugi film powstał 9 sierpnia rano. To InterCity nr 53 relacji Thessaloniki - Ateny. Prowadzi go elektrowóz Siemens Krauss-Maffei nr 120.010. Lokomotywa dojedzie do stacji Larissa, gdzie zostanie podmieniona na spalinówkę. Greckie koleje zakupiły łącznie 30 takich lokomotyw, które nazywane są Hellas Sprinter.




Źródłem informacji o pociągach pasażerskich na stacji Katerini jest wisząca przy kasie kartka – ksero z bardzo cienkiego sieciowego rozkładu jazdy OSE. Dodatkowo ręcznie wypisane są na niej dostępne połączenia w rejonie Macedonii i Tesalii, np. do Volos. Na kartce brakuje pociągów InterCity – o nich pisze w innym miejscu i tylko po grecku.


Rozkład jazdy greckich kolei OSE


Na koniec jeszcze o pojazdach przejeżdżających przez stację Katerini. W sumie jest dość monotonnie. InterCity z Thessalonik do Aten i odwrotnie to standardowo Siemens Krauss-Maffei Hellas Sprinter + wagony. To łącznie 5 par pociągów. Dodatkowo jedna para obsługiwana po całej trasie spalinowym zespołem trakcyjnym. To InterCity nr 51, z Thessalonik o 5:11 i na 10:26 w Atenach. Na stacji Paleofarsalos (6:57 odjazd) łączenie z innym szt, jadącym jako InterCity nr 47 z Kalambaki (5:55) do Aten. Powrót jako IC nr 58 (i IC nr 48 do Kalambaki) z Aten (16:15) do Thessalonik (21:31). Jest też para nocnych pociągów z autokuszetkami. Najprawdopodobniej również są prowadzone przez Hellas Sprintery. Osobówki z Thessalonik do Larissy (11 par) to wyłącznie Siemensy Desiro EMU-5. Takie ezt obsługują też jedną parę z Thessalonik do Paleofarsalos. Jest też jedna para osobowego z Thessalonik do Kalambaki przez Paleofarsalos obsługiwana przez spalinowy zespół trakcyjny. Pociągi towarowe przez Katerini prowadzą Hellas Sprintery. Nie wiem, czy pojawiają się tu pociągi zdawcze.

Tuż za stacją Katerini jest baza kolejowych drogowców. Na jej terenie stały dwie małe spalinówki ze składami wypełnionych tłuczniem szutrówek.


Grecja 2011

sobota, 19 listopada 2011

Autobusem na Meteory 2


Dalszy odcinek był normalniejszy. Trasa oczywiście wspaniała widokowo, ale już bez takiego natężenia ruchu. Piękne krajobrazy zaowocowały fotostopem. Parkingu brak, więc Neoplan Kostasa zatrzymał się na krótkim fragmencie prostej.


Neoplan N516 SHD Starliner


Zjechaliśmy trochę niżej i nastąpił dłuższy postój, tym razem na parkingu. Obok następne niezwykłe skały, a na jednej klasztor Mikołaja Odpoczywającego, gdzie wyruszyła część grupy. Postój w tamtym miejscu zaowocował spotkaniem z żółwiem greckim (ciekawe przeżycie – idziesz sobie i mijasz się z żółwiem, który wcale nie był tak powolny, jak to wydawać się może) i kilkoma fotkami autobusów. Oczywiście powstała też cała masa zdjęć dokumentujących niezwykły krajobraz.


Żółw grecki
Niecodzienny (choć tam raczej codzienny) spacerowicz.


Neoplan N2216/3 SHD L Tourliner, a w tle jeden z Meteorów


Wspinając się na Meteora sfotografowałem Neoplana N2216/3 SHD L Tourlinera na tle innego Meteora. Obok zasłonięty drzewami, główny bohater przejazdu, czyli autobus Kostasa.


Neoplan N2216/3 SHD L Tourliner, a w tle jeden z Meteorów
I ten sam Tourliner (produkowany w Turcji dla Grecji, a sprzedawany przez firmę Papadakis Bros - tamtejszego przedstawiciela koncernu NeoMAN) na tle kolejnej niezwykłej skały. Na niej też kiedyś był klasztor.


I to by było na tyle. Czas wracać. Jednak nie bezpośrednio do Kalambaki, tylko do położonej za nią miejscowości Kastraki. Kiedy skończyła się górska serpentyna, zaczęło się kluczenie między gęstą zabudową. Wąska droga, ostre zakręty – kierowca Kostas miał co robić. I tak dotarliśmy do głównej drogi. Tam nastąpił następny postój – stacja paliw z barem i sklepem, a w tle Meteory. Rewelacyjne miejsce. W dodatku pojawiło się kilka autobusów do fotografowania, bo stacja paliw okazała się przystankiem KTEL, na którym międzymiastowe kursy miały po kilka minut postoju. Co ciekawe, nigdzie nie było informacji, że tu jest przystanek. Miejscowi jednak doskonale o tym wiedzieli, bo wysiadali i wsiadali.

Setra S315 GT-HD należąca do KTEL Kastoria (ΚΤΕΛ Ν. Καστοριάς Α. Ε.). Dokąd jedzie? Niestety greckie tablice diodowe bardzo szybko odświeżają się i nigdy nie udało mi się utrwalić na zdjęciu całego napisu. Jest to więc jakiś kurs do lub z Kastorii, która położona jest w północno-zachodniej części kraju, w Górach Dynarskich (blisko do granicy z Albanią i Skopje).


Setra S315 GT-HD należąca do KTEL Kastoria

Setra S315 GT-HD należąca do KTEL Kastoria


Mercedes O350 Tourismo z KTEL Korfu. Korfu jest stolicą położonej na Morzu Jońskim wyspy Korfu (Kerkira). Mapy nie pokazują żadnego mostu łączącego wyspę ze stałym lądem, więc autobus musiał płynąć promem. Fajnie. Ciekawe tylko, jak często pływają tam promy. KTEL przypuszczalnie ma umowę podpisaną tylko z jednym przewoźnikiem, więc ewentualne opóźnienie w drodze powrotnej może sprawić, że autobus z niezadowolonymi pasażerami utknie na dłużej w porcie. Taki urok położonego na wyspach kraju.


Mercedes O350 Tourismo z KTEL Korfu


Oprócz autobusów KTEL na parking przyjechał też wracający z Meteorów trójosiowy Irizar Century. Pojazd ten towarzyszył nam dość często - mijaliśmy się co jakiś czas lub zatrzymywaliśmy w tych samych miejscach. Autobus ten bardzo spodobał mi się, bo w Polsce zbyt często nie widuję trójosiowych Irizarów, zwłaszcza na podwoziu Volvo.


Irizar Century na podwoziu Volvo


To był ostatni postój przy Meteorach. Wracaliśmy. Przejazd przez centrum Kalambaki (obok ciekawej stacji kolejowej, o której będzie więcej w innym wpisie) i znaną już trasą przemieszczaliśmy się do Larissy. Tuż za Kalambaką sfotografowałem kolejny autobus KTEL Trikala. Tym razem to MAN SR362:


MAN SR362 z KTEL Trikala


Grecja nie tylko z zabytków słynie, ale ostatnio z częstych strajków. Osobiście przekonałem się o tym właśnie w trakcie powrotu z Meteorów. Na drodze E75 w wielu miejscach ustawiono punkty poboru opłat. Tuż za Doliną Tempi także są bramki. Kiedy do nich dojeżdżaliśmy, po prawej stronie zatrzymały się dwa autobusy. Co ciekawe, jechał za nimi policyjny radiowóz z włączonymi „kogutami”. Myślałem, że to jacyś kibice. Z pojazdów pospiesznie zaczęli wysiadać pasażerowie, którzy rozbiegli się wzdłuż bramek, blokując je – zabrakło dosłownie sekund, abyśmy przejechali. Wszyscy byli normalnie ubrani, niczego nie skandowali, nie mieli też żadnych transparentów. O co więc chodzi?


Na bramkach


Wyjaśnił to nasz pilot. Okazało się, że to taksówkarze, którzy już od około dwóch tygodni strajkują (faktycznie nigdzie nie było widać taksówek). Powód tego protestu to działania rządu, który chce zlikwidować licencje. Koszt takiej licencji to 100 tysięcy euro (na ciężarówkę i autobus jeszcze więcej). Można ją dziedziczyć i sprzedawać. Dostęp do zawodu taksówkarza w Grecji jest więc mocno ograniczony, a z tym wiążą się większe zyski. Likwidacja licencji to wpuszczenie konkurencji, a to nie podoba się nikomu. Dlatego co jakiś czas przeprowadzane są takie akcje. Ogólnie całość zakończyła się sukcesem – rząd przełożył sprawę licencji na późniejszy okres i jeszcze w trakcie mojego sierpniowego urlopu taksówki wróciły na ulice Grecji. Wracam jednak do sytuacji na bramkach. Panowie trochę pospacerowali, coś tam pokrzyczeli i zaczęli przepuszczać pojazdy, jednocześnie nie pozwalając pracownikom autostrady na pobieranie opłat. Cały postój trwał więc tylko około 5 minut. Mieliśmy więc wyjątkowe szczęście, bo jak opowiadał pilot, tydzień temu droga została całkowicie zablokowana i jechali objazdem przez góry – ponad godzinę dłużej.


Strajk na bramkach

Strajk na bramkach


Grecja 2011

piątek, 11 listopada 2011

Autobusem na Meteory


Maczuga Herkulesa – zbudowana z twardych wapieni skalistych maczuga skalna, która znajduje się na terenie Ojcowskiego Parku Narodowego, w miejscowości Pieskowa Skała. Wysokość 25 metrów.


Dlaczego piszę o skałach? Bo celem jednej z moich greckich wycieczek były właśnie skały. Takie Maczugi Herkulesa, ale znacznie większe i z wybudowanymi na nich budynkami (klasztorami), czyli słynne Meteory. Ich wysokość dochodzi nawet do 540 m.n.p.m., robią więc wrażenie. Wrażenie robi też to, że wjeżdża się na nie samochodami, autobusami, a nawet zestawami ciągnik siodłowy + naczepa. Niezwykłe.


Moim punktem początkowym była nadmorska miejscowość Paralia obok Katerini. Więcej o tamtym rejonie Grecji (oczywiście transportowo) w kolejnych wpisach. Wycieczki z Paralii do Meteorów odbywały się w środy. Wówczas kilka autokarów różnych przewoźników, z klientami różnych biur podróży ruszało o bardzo podobnej porze (po 6 rano) i przemieszczały się tą samą trasą, ale z różnym programem na końcowym odcinku (gdyby wszyscy jednocześnie wjechali na strome, górskie uliczki to byłoby dość ekstremalnie). Niechcianym elementem jakichkolwiek wyjazdów jest zbieranie poszczególnych osób spod hoteli. Ma to jednak niekiedy swoje plusy, bo dzięki temu mogłem zobaczyć nieczynną, starą jednotorową linię kolejową w miejscowościach Leptokaria i Nei Pori. Będzie o tym później, w dziale kolej. Wracam jednak do przejazdu. Rainbow Tours (to z tym biurem wczasowałem) na Riwierze Olimpijskiej korzystało z usług jednoosobowego przewoźnika. Pan Kostas (bardzo popularne w Grecji imię) posiadał dwa autobusy. Rezerwowy, którego nigdy nie zobaczyłem i flagowy, z którego był bardzo dumny i on i rezydent biura podróży. To Neoplan N516 SHD. Na tabliczce znamionowej nie ma roku produkcji. Jest on ukryty w VIN-ie, za którego rozszyfrowanie jeszcze nie zabrałem się.


Autobus został pomalowany na niebiesko i dostał ozdobne greckie elementy: flaga Grecji i słynna rzeźba Dyskobol. Fakt – ładnie wyglądał. Wnętrze też było ciekawe, szczególnie oświetlenie indywidualne umieszczone w postaci pałąka wyginającego się pomiędzy siedzeniami. Wyglądało to ciekawie, ale na dłuższą metę było dość uciążliwe – powód częstych uderzeń to głową, to ręką.


Neoplan N516 SHD przy słynnych Meteorach


Z żoną usadowiliśmy się w części przedniej, dzięki czemu była możliwość robienia zdjęć w trakcie jazdy. Ta była zaś bardzo ciekawa, obfitująca w niezwykłe widoki, np. w trakcie przejazdu Doliną Tempi. Właśnie tam droga nr 1 (czyli występująca również w Polsce E75) zwęża się do jednej jezdni i wije się pośród skał i przepaści. Docelowo w tym rejonie będzie tunel – prace trwały, choć w związku z kryzysem nękającym Grecję zostały trochę ograniczone. Już dwujezdniową trasą wjechaliśmy do miejscowości Larissa (ponad 160 tys. mieszkańców, stolica prowincji Tesalia). Funkcjonuje w niej komunikacja miejska, której kilku przedstawicieli sfotografowałem. Niestety z jadącego autobusu nie jest łatwo o dobrą fotkę. Do prezentacji nadają się tylko cztery. Na początek MAN NL2x3, który obsługuje lokalną, podmiejską trasę do - na autobusie pisze, że do Larissy, ale on ewidentnie wyjeżdżał z miasta. Najprawdopodobniej to kurs do pobliskiego Evangelismos lub powrót na pusto po przejeździe do Larissy. Dopiero obrabiając to zdjęcie odkryłem, że pojazd ten nie należy do miejskiego przewoźnika, tylko do jakiejś innej firmy (czerwone logo), np. z Evangelismos, co by tłumaczyło pusty przejazd. To jednak tylko takie gdybanie.


MAN NL2x3 wyjeżdża z Larissy

 Pozostałe pojazdy na zdjęciach to już własność miejskiego przewoźnika, czyli ΑΣΤΙΚΟ ΚΤΕΛ ΛΑΡΙΣΑΣ. Same Mercedesy Citaro, kupione w 2004 r. Firma podaje na swojej stronie, że eksploatuje 50 autobusów. W tym 7 przegubowców, 4 pojazdy klasy mini, 4 klasy midi, a reszta to 35 dwunastometrowych solówek, w tym 28 niskopodłogowych, przypuszczalnie samych Mercedesów Citaro.


Mercedes Citaro w greckiej miejscowości Larissa

Mercedes Citaro w greckiej miejscowości Larissa

Mercedes Citaro w greckiej miejscowości Larissa


W Larissie mijaliśmy się także z pojazdami wyższej klasy, np. pod szyldem KTEL (ΚΤΕΛ). Taką nazwę mają przewoźnicy z różnych miast, czyli śmiało można stwierdzić, że to odpowiednik polskiego PKS-u. Poszczególne spółki są kontrolowane przez Ministerstwo Transportu – taką informację podaje np. główna strona KTEL Chania – Rethymnon z wyspy Kreta. Niestety na żaden KTEL-owy dworzec autobusowy nie udało mi się trafić, choć jak się później dowiedziałem, byłem bardzo blisko. Na początek prezentuję autobus MAN RH353 z KTEL Karditsa (ΚΤΕΛ  ΚΑΡΔΙΤΣΑΣ), gdzieś w centrum Larissy:


MAN RH353 z KTEL Karditsa


 I Mercedes O350 Tourismo z KTEL Trikala (ΚΤΕΛ ΤΡΙΚΑΛΑ):


Mercedes O350 Tourismo z KTEL Trikala


Na zdjęcie załapał się także Neoplan N316 nieznanego przewoźnika. Rejestracja miejscowa, czyli z Larissy. Na szybie numer taborowy 5. Jest też diodowa tablica kierunkowa, która w trakcie wykonywania fotki odświeżała się, więc relacja nie do ustalenia:


Neoplan N316


Z Larissy przemieszczaliśmy się drogą nr 6 do Trikali i dalej do Kalambaki. To małe miasteczko położone w miejscu niezwykłym – tuż przy Meteorach. Wielkie, niesamowite skały było widać już z daleka.


Widok na miasto Kalambaka i na Meteory


Po wjechaniu do Kalambaki od razu skręciliśmy w prawo, i boczną drogą wyjechaliśmy z miasta. Wtedy zaczęły się górskie atrakcje. Trasa ostro pięła się do góry, a dodatkowo co chwilę pojawiały się zakręty. Im wyżej, tym oczywiście piękniejsze widoki i coraz bardziej ekstremalnie, bo droga była dość wąska, a panował na niej spory ruch. Przez pewien czas jechaliśmy za srebrnym Mercedesem Sprinterem z firmy Av Tours (z Aten), który stał się tymczasowym motywem do utrwalania pięknych widoków.


Mercedes Sprinter, a w tle jeden z meteorów. Dziś skała jest pusta, a kiedyś znajdował się na niej klasztor.

Mercedes Sprinter, a w tle jeden z meteorów. Dziś skała jest pusta, a kiedyś znajdował się na niej klasztor.


Nasz Starliner wiózł nas na samą górę – pod położony najwyżej, jednocześnie największy klasztor nazywany Meteorem Meteorów, Wielkim Meteorem lub Klasztorem Metamorfozy. Tak zaplanowana wycieczka umożliwiała bezproblemowe zawrócenie autobusu i ustawienie go na bocznej drodze. Około godzinę później taki manewr nie byłby już możliwy – wszechobecne osobówki zastawiają całą górną część trasy, a dojazdu do niej bronią inne autobusy, których kierowcy mają spory problem z zaparkowaniem. Dzięki temu, że nasz Neoplan był na górze, było też więcej czasu na zwiedzanie klasztoru i jego przepięknej okolicy (odpadło dodatkowe wejście i zejście po rozgrzanym od upalnego słońca asfalcie). Dojście do klasztoru (traktowanego jako cel religijnych pielgrzymek - głównie Serbów - oraz jako rewelacyjny punkt widokowy na Meteory) było bardzo ciekawe. Najpierw wydrążony w skale tunel, a potem schody, schody i jeszcze raz schody, na których co chwilę ktoś się zatrzymywał dokumentując piękno przyrody. Co ciekawe, takie dojście do Wielkiego Meteoru jest stosunkowo nowe – z 1923 roku. Wcześniej była tylko sznurkowa drabina lub ręczna winda, czyli specjalna siata, w której wciągano ludzi lub potrzebne rzeczy.


Widok na Meteor


Wejście na górę dostarczyło wielu wrażeń, choć niestety ogromny upał sprawił, że chyba wszyscy uczestnicy wyjazdu byli wykończeni. Klimatyzowane wnętrze Neoplana stało się więc oczekiwanym ratunkiem.


Neoplan N516 SHD przy Meteorach


Rozpoczął się zjazd. Bardzo powolny, bo droga była cała zastawiona. Osobówki stały, inne jechały, gdzieś tam pojawił się też inny autobus, który musiał powoli cofać, bo o mijance nie było mowy. W dodatku na poboczu trwały prace budowlane. Ogólnie było więc wąsko i dość stresująco. Tak to wyglądało z okna, choć zdjęcie nie ukazuje w pełni powagi sytuacji – w pewnym momencie po prawej była spora przepaść.


Zjazd z Wielkiego Meteora

 Ciąg dalszy w następnej notce.



Grecja 2011

środa, 12 października 2011

Na lotnisku w Katowicach i Thessalonikach


Urlop to coś pięknego i tak bardzo wyczekiwanego. Niestety nawet najdłuższy musi się kiedyś skończyć i trzeba wracać do codzienności. Na szczęście mamy wspomnienia, zdjęcia, filmy i pamiątki. Dzięki temu można choć na chwilę przenieść się w czasie i poczuć się znów jak na jakimś wspaniałym wyjeździe. Mój urlop już dawno za mną. Był na tyle ciekawy, że zamierzam do niego powracać na łamach bloga. Zapraszam zatem do Grecji.

Jakoś do tej Grecji musiałem się dostać. Autobus odpadał, bo to jednak zbyt ekstremalne wyzwanie jak na taką odległość. Zatem samolot. Lotnisko w Katowicach, a dokładniej w pobliskich Pyrzowicach. W sumie to mój jedyny port lotniczy w południowej części Polski, z którego korzystałem. Zacząłem już w latach 80-tych i jakoś nie mogę się z nim rozstać :) To jednak nie z sentymentu, tylko z konieczności. Niestety krakowskie lotnisko ma znacznie uboższą ofertę i zawsze kierunki, na które się decyduję wiążą mnie z Pyrzowicami. Mój rejs to czarterowy LO 6221 Katowice – Thessaloniki (polska nazwa to Saloniki, ale ze względu na historyczność tej greckiej będę ją pomijał). Literki LO oznaczały niestety Polskie Linie Lotnicze LOT, a dokładniej LOT Charters, czyli spółki zajmującej się lotami czarterowymi. Piszę niestety, bo LOT Charters ma inne zasady przewozu bagażu, czyli tylko 17 kg na osobę, a u innych czarterowców 20 kg. Przy odprawie było więc trochę stresu, ale zmieściliśmy się wagowo. Jeszcze kontrola bezpieczeństwa i czekaliśmy na odlot, który miał nastąpić o 17:35. Miejsce czekania bardzo dobre – na pierwszym piętrze z przeszkloną ścianą umożliwiającą oglądanie życia lotniska. Niestety szyby były brudne, a siedząc na ławkach dało się oglądać tylko folie reklamowe. Coś jednak widziałem, a nawet fotografowałem.

Przez kolejne lata korzystania z Międzynarodowego Portu Lotniczego w Katowicach odnosiłem wrażenie, że to wyłącznie baza firmy Wizz Air. Zawsze na lotnisku stało kilka maszyn tego przewoźnika.

Należący do Wizz Air Airbus A320-232 o rejestracji HA-LPJ. To 2007 rocznik, który regularnie ląduje w Katowicach, Gdańsku i Warszawie, latając stamtąd np. do Sztokholmu, Dortmundu, czy Malmo.


Należący do Wizz Air Airbus A320-232 o rejestracji HA-LPJ na lotnisku w Pyrzowicach


Tym razem była jednak miła odmiana, bo pojawiło się sporo pojazdów innych firm. Np. na początek maszyna o rejestracji EI-EOJ w barwach Air Poland, czyli Boeing 737-800. Co ciekawe, to pierwszy samolot tego przewoźnika, który uzyskał nowe malowanie firmowe (w lipcu br.). Air Poland to stosunkowo nowa firma, która powstała w 2007 roku, wywodząc się z Grupy Air Italy. Jej maszyny nie obsługują ogólnodostępnych połączeń – tylko charterowe, realizując połączenia do odległych portów egzotycznych oraz w rejony basenu Morza Śródziemnego. Tak podali na swojej stronie. Wspomniany Boeing został wyprodukowany w 2005 r. i ma dość bogatą historię. Zaczynał loty w brytyjskich liniach Flyglobespan, potem jako wynajem trafił do Bangladeszu, latając w barwach GMG Airlines i w 2008 powrócił do Wielkiej Brytanii. W listopadzie 2009 r. został sprzedany do norweskich Norwegian Air Shuttle, a od października 2010 lata jako EI-EOJ z Air Poland. Ciekawa historia, szczególnie ten kilkumiesięczny epizod z Bangladeszem. Samolot ten lata teraz w bardzo ciekawe i urlopowe miejsca. Np. we wrześniu br. był w hiszpańskich Las Palmas i Teneryfie, egipskiej Hurghadzie. Lądował także w miejscowości Antalya – Turcja.


Boeing 737-800 o rejestracji EI-EOJ w barwach Air Poland


Następnie przyleciał Airbus A320-231 z Amsterdam Airlines. To PH-AAX, który w swój pierwszy lot wyleciał dość dawno temu: 13.05.1993, będąc własnością linii Dragonair z Hong-Kongu. W 1998 roku samolot zmienił właściciela, trafiając do Europy, do belgijskich linii Virgin Express (obecnie pod nazwą Brussels Airlines). Wynajęty miał krótkie epizody w irlandzkich liniach TransAer i ... algierskich Khalifa Airways. W marcu 2001 nastąpiła kolejna zmiana właściciela i Airbus trafił na Cypr, do przewoźnika o nazwie Eurocypria. W 2003 został sprzedany do Meksyku: linie Mexicana. Tam dotrwał do czerwca 2008 i stał się własnością holenderskiego Amsterdam Airlines, czarterowego przewoźnika, który działa właśnie od 2008 roku. Gdzie ostatnio lata ten ponad 18-letni (o zgrozo – już pełnoletni) samolot? We wrześniu obsługiwał takie relacje jak: Nador (Maroko) – Amsterdam, Antalya (Turcja) – Amsterdam, Kayseri (Turcja) – Amsterdam, Paryż – Rodos, Rodos – Tel Aviv, Rodos – Lyon (Francja), czy Rodos – Bordo. Jak widać grecka wyspa Rodos była dość częstym miejscem jego lądowań. O ile dobrze pamiętam, z Katowic też odleciał na Rodos.


Airbus A320-231 z Amsterdam Airlines o rejestracji PH-AAX


To zdjęcie miało być ostatnim, bo zbliżała się godzina odlotu. Wszyscy ustawili się przy właściwym wyjściu i czekali, czekali i nic. Żadnej informacji na tablicy odlotów, żadnego komunikatu. W końcu okazało się, że odlot jest opóźniony o godzinę. Dlaczego – nie podano. Ciekawe było jednak to, że o tej samej porze odlatywał inny samolot LOT-u, czyli SP-LDA (Embraer 170) do Warszawy. On też był opóźniony. Stało się więc oczywiste, że to wina przewoźnika, tylko jaka?


Okazało się, że żadna. Piloci i załoga obu maszyn utknęła w hotelu. Powód – zamknięcie dróg wokół lotniska, bo jechali nimi kolarze. Super. Ciekawe, jak później rozwiązano problem przesiadek, bo niektóre osoby denerwowały się, że ucieknie im lot z Warszawy. Dla mnie ta dodatkowa godzina była okazją do wypicia dobrej kawy i zrobienia jeszcze kilku fotek. Pierwszy na zdjęcia załapał się gość z Niemiec, czyli D-ACPK  z linii Lufthansa CityLine. To Canadair Regional Jet 700, wyprodukowany w 2002 roku i od początku należący do tego przewoźnika. Samolot przyleciał z Frankfurtu jako lot LH 1360. Jego główne zadania to obsługa połączeń na terenie Niemiec i loty do Polski.


Canadair Regional Jet 700 o rejesrtacji D-ACPK  z linii Lufthansa CityLine


Ostatni sfotografowany na pyrzowickim lotnisku samolot to własność tureckich linii Onur Air, czyli lot czarterowy z Antalyi. Wykonywał go Airbus A321-231 o rejestracji TC-OAK. W swój pierwszy lot wyruszył 28 stycznia 1999, należąc wówczas do niemieckiej linii Aero Lloyd, później zmienionej w FlyNiki. W 2004 roku maszyna już latała pod szyldem Onur Air, z małym epizodem w Saudi Arabian Airlines z Arabii Saudyjskiej.


Airbus A321-231 o rejestracji TC-OAK tureckich linii Onur Air


W końcu z żoną wsiedliśmy do naszego SP-LLF, czyli Boeninga 737 z 1997 roku. Rozpoczął się tak długo oczekiwany lot do Thessalonik. Przyznam, że obfitował on w przepiękne widoki. Przebiliśmy się przez grubą warstwę chmur i w mocnym słońcu lecieliśmy nad nimi, niczym nad ośnieżonymi górami. To było niesamowite, rewelacyjne.

 
Lot nad chmurami

Lot nad chmurami

Lot nad chmurami


I tak dotarliśmy do Grecji, a dokładniej do Macedonii i jej stolicy o nazwie Thessaloniki. Tu warto dodać, że nazwa Macedonia to dla Greków prawdziwa świętość. Są wszakże potomkami historycznych Macedończyków. Dlatego kiedy po rozpadzie byłej Jugosławii utworzono nowe państwo Macedonia w Grecji wręcz zawrzało. Ta nazwa jest oficjalnie zakazana. Na mapach wydanych w Grecji nigdzie nie znajdziecie państwa Macedonia. Nazwę tę zastąpiono słowem Skopje, bo Macedonia jest jedna – grecka.

Wracam jednak do lotu LO 6221, który z ponad godzinnym opóźnieniem wylądował na terenie Międzynarodowego Portu Lotniczego „Macedonia” w Thessalonikach. Niestety było już ciemno, więc nie mogłem niczego fotografować, a nawet dokładnie oglądać. Zresztą nawet nie było na to czasu. Przeszliśmy na stanowisko odbioru bagażu i grzecznie czekaliśmy przy taśmie z napisem Katowice (nazwa miasta wyświetlała się też po Grecku – ciekawie to wyglądało). Równolegle czekali pasażerowie lotu z Cypru. W końcu obie taśmy ruszyły, bagaże wyjechały i ... wszyscy stali, torby jeździły i nikt nie reagował. Dopiero po pewnym czasie ktoś zawołał, że bagaże z Polski są na taśmie z Cypru i odwrotnie. No i zaczęło się zamieszanie. Cały tłum zaczął się przemieszczać do sąsiednich taśm. Jeszcze większy chaos zapanował, gdy okazało się, że bagaże są całkowicie pomieszane i wyjeżdżają na różnych taśmach. Tak przywitał mnie International Airport „Makedonia” in Thessaloniki.

Powrót do Polski to popołudniowy lot LO 6222 Thessaloniki – Katowice. Tym razem greckie lotnisko zaskoczyło nas w inny sposób. Na całym świecie bagaż główny zostawia się na taśmie, przy której odbiera się karty pokładowe. Tam jest inaczej. Bagaż zważony i oklejony nie odjeżdża, tylko pasażer musi go zabrać, przejść kilkanaście metrów i osobiście ustawić na taśmie, którą wjedzie do skanera bezpieczeństwa. Wszystko pod czujnym okiem strażników. Na szczęście na tym kończy się tachanie ciężkich, powakacyjnych toreb i można przejść do kontroli bezpieczeństwa. Tę zapamiętam, bo mam metalowe elementy w butach. Na katowickim lotnisku obuwie trafiło na taśmę, przez skaner i wszystko było ok. W Thessalonikach wykrywacz metalu zapiszczał, więc standardowo chciałem zdjąć buty, ale strażnik nie pozwolił mi. Zaczęło się sprawdzanie kieszeni i ogólne obmacywanie. To już ewidentne przegięcie, bo cały czas tłumaczyłem, że to buty. Jakoś to jednak przeżyłem i trafiliśmy do hali odlotów. Z brudnych okien (ale niczym nie zaklejonych jak w Katowicach) rozciągał się widok na płytę postojową pas startowy (chyba nawet dwa pasy) i Morze Egejskie – super. Jeszcze w Polsce czytałem, że w Grecji większość lotnisk jest wojskowa, a w związku z tym nie wolno fotografować. Miałem więc pewne obawy, czy na pewno mogę wyjąć aparat. Po chwili jednak zabrałem się za robienie zdjęć, bo wiele osób stało przy szybach i dokumentowało pracę lotniska. Nie było to jednak łatwe, bo warunki oświetleniowe były złe (pod słońce i zapadający zmrok), szyby odbijały wnętrze hali, a liczne plamy i zabrudzenia na nich sprawiały mi problemy z ustawieniem ostrości. Coś tam jednak upolowałem.

Na początek Airbus A320-232 o rejestracji SX-DGB, własność greckich linii Aegean Airlines. To wreszcie jakaś nowa maszyna – pierwszy lot 15.12.2009 r. Samolot lata głównie po Grecji, np. w relacji Ateny – Thessaloniki, Korfu – Ateny, czy Rodos – Ateny. W wykazach lotów na wrzesień znajdziemy także relacje międzynarodowe, np. Ateny – Wiedeń, Heraklion – Moskwa, czy Rodos – Rzym z międzylądowaniem w Atenach.


Airbus A320-232 o rejestracji SX-DGB, własność greckich linii Aegean Airlines


Druga maszyna to Airbus A319-132 nr 5B-DBP linii Cyprus Airways z Cypru. Samolot przyleciał z miasta Larnaka. To zresztą jego macierzyste lotnisko, z którego regularnie startuje do Thessalonik i Aten, a oprócz tego np. do (stan na wrzesień) Paryża, Frankfurtu, Bejrutu (Liban), czy Rzymu.


Airbus A319-132 nr 5B-DBP linii Cyprus Airways z Cypru


Ostatni sfotografowany w Thessalonikach samolot to ponad roczny SX-OBE z greckich linii Olympic Air, czyli Dash 8. Jeżeli dobrze pamiętam, to obsługiwał połączenie z Rodos. Model Dash 8 to dla mnie totalna egzotyka, dlatego postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej na temat jego producenta. I tu pojawiła się niespodzianka, bo wytwarza go koncern Bombardier. Firmę tę znam z produkcji pojazdów szynowych i przyznam, że nie wiedziałem o tej lotniczej części działalności. Dash 8 to regionalny samolot turbośmigłowy o pojemności 30-40 pasażerów. Nadal w produkcji – od 1983 roku. Przy okazji tego sprawdzania odkryłem, że opisywany wcześniej Canadair Regional Jet 700 to także produkt Bombardiera.


SX-OBE z greckich linii Olympic Air, czyli Dash 8


Do Katowic wróciłem na pokładzie SP-LLL. Lot był wyjątkowo szybki – krótszy od planowego o 30 minut. W Polsce niestety było zimno (w porównaniu z Grecją wręcz lodowato) i padał deszcz. Brrr.


Grecja 2011