wtorek, 6 listopada 2012

Niezwykły kombinat, ale bez zdjęć


Huta im. Lenina, potem Sendzimira, a teraz ArcelorMittal Poland Oddział w Krakowie. Miejsce niezwykłe – przynajmniej dla osoby takiej jak ja, czyli często przejeżdżającej obok murów tego zakładu, ale nigdy nie będącej za nimi. Ogromny, przemysłowy teren, a na nim między innymi koksownia, walcownie, wielkie piece i wiele innych industrialnych atrakcji. Całość opleciona gęstą siecią wewnętrznych połączeń kolejowych i drogowych. Takie miasto w mieście, które ma nawet swoją komunikację autobusową. Niestety całość niedostępna dla zwykłego obywatela, a szkoda, bo zawsze chciałem zwiedzić kombinat – tak nazywany jest krakowski teren ArcelorMittal Poland.


Dlatego wielką niespodziankę zrobiła mi „Gazeta Wyborcza”, a dokładnie jej krakowskie wydanie. Znalazł się w nim dodatek o nazwie „Spacerownik”. Na jego łamach znajdziemy ciekawe informacje o miejscach wartych zobaczenia. W marcu opisy zostały połączone z praktyką – zorganizowano ogólnodostępne i bezpłatne wycieczki. W tygodniowych odstępach można było zwiedzać oczyszczalnię ścieków, port lotniczy i kombinat. Tej drugiej pozycji bardzo żałowałem (zwłaszcza po lekturze jednej ze stron transportowych, której autor zamieścił ciekawą relację: samoloty, lotniskowe wozy straży pożarnej i autobusy, w tym ex MPK Kraków Jelcz M121MB – do strażackich ćwiczeń), ale niestety nie mogłem skorzystać. Za wszelką cenę postanowiłem jednak zwiedzić kombinat. Miejsc było tylko 75, ale udało się. Na sobotę 31 marca 2012 zostałem zaproszony do udziału w zwiedzaniu ArcelorMittal Poland Oddział w Krakowie. Mało brakowało, a smutne zdarzenie losowe pokrzyżowałoby moje plany (jeszcze w piątek wieczorem byłem gdzieś za Legnicą). Na szczęście zdążyłem i o 11:30 stawiłem się pod centrum administracyjnym przy ul. Ujastek, czyli przy pętli MPK o nazwie Kombinat. Pół godziny wcześniej zwiedzanie rozpoczęła już pierwsza grupa. Pogoda nie rozpieszczała – zimno, deszcz, silny wiatr, ale było warto, choć niestety wyjątkowo zawiodłem się fotograficzną stroną – Sylwia Winiarek (rzecznik prasowy ArcelorMittal Poland) zabroniła robienia jakichkolwiek zdjęć na terenie kombinatu. Wyjątkiem był biurowiec. Nie byłem z tego faktu zbyt zadowolony. Miałem wielkie fotograficzne plany związane z kombinatem i jego układem transportowym, a tu nic z tego. Pozostało mi więc dokładne oglądanie wszystkiego i późniejsze przelanie co ciekawszych informacji do bloga. Niekiedy strasznie kusiło mnie, aby choć na chwilę wyjąć aparat, zwłaszcza, że różne pojazdy pozowały na tle niesamowitych obiektów. Niestety zakaz to zakaz, więc na kuszeniu się zakończyło.


Solbus C10,5 z PTS Kraków

Solbus C10,5 z PTS Kraków
 Solbus C10,5 z PTS Kraków.


Po obejrzeniu filmu instruktażowego BHP i zwiedzeniu budynku administracyjnego (rewelacyjna klatka schodowa – nasz przewodnik stwierdził, że najpiękniejsza w Krakowie) zaczęła się najciekawsza część, czyli zwiedzanie części przemysłowej. Dla naszej około 40 osobowej grupy podstawiono autobus z firmy PTS – przewoźnik wyodrębniony ze struktur huty. Wspomniałem już o nim przy wpisie dotyczącym polewaczek i na pewno o tej firmie będzie jeszcze mowa, chociażby dlatego, że to ona obsługuje przewozy autobusowe na terenie kombinatu. Tabor ma bardzo zróżnicowany, ale o tym już innym razem. Podstawiony pojazd to Solbus C10,5. Identycznym autobusem jeździła pierwsza grupa – kilka razy mijaliśmy się. Na siedzeniach już leżał przygotowany dodatkowy ekwipunek, czyli ochronne fartuchy, okulary, zatyczki do uszu i kaski. Te ostatnie wielu osobom przydały się szczególnie w Solbusie (także mnie), w trakcie zbyt bliskiego kontaktu z półką na bagaż podręczny.


ArcelorMittal Poland Oddział w Krakowie - główna brama  
Główna brama kombinatu. Niestety za nią już nie mogłem robić zdjęć.


Po krótkim postoju na bramie głównej wjechaliśmy na teren kombinatu. Mój wzrok od razu przyciągnął widoczny z ogólnodostępnego terenu dworzec autobusowy. Dokładnie dwa perony, a na nich po kilka przystanków z ładnymi, oszklonymi wiatami. Nikt tam nie czekał, nie było też żadnego pojazdu. To ze względu na porę – kursy autobusów są ściśle związane ze zmianami brygad pracowniczych. Dalsza trasa to jazda wzdłuż niekończących się rurociągów, ciągłe przejazdy przez wszechobecne i w większości czynne torowiska kolejowe, liczne skrzyżowania, a w tle zabudowa przemysłowa. To wszystko z oficjalną prędkością 40 km/h – taka jest nakazana na terenie całego kombinatu. Na obszarze zakładu obowiązują przepisy o ruchu drogowym, o czym przypomina np. stojąca przy głównej bramie tablica. Znajdziemy na niej także informację o bezwzględnym pierwszeństwie pojazdów szynowych. Treść raczej oczywista, ale w kombinacie warta szczególnego przypomnienia, bo wypadki transportowe są drugim największym zagrożeniem na terenie firmy (pierwsze zagrożenie to poparzenia, co wynika z charakteru działalności ArcelorMittal). Mimo takiej ilości przejazdów kolejowych żadnego jadącego pociągu nie widziałem, nie było także lokomotyw. Na jednym z przejazdów działała sygnalizacja informująca o nadjeżdżającym pociągu, ale kierowca naszego Solbusa po krótkim postoju ruszył, ignorując zakaz jazdy. Od razu wjechaliśmy za jakiś budynek, więc nie zobaczyłem, co nadjeżdżało. Na terenie kombinatu nie brakowało natomiast różnych wagonów. Widziałem np. cysterny, w tym zielone czeskich kolei ĆD. Były też węglarki PKP Cargo oraz dość sporo różnorakich wagonów należących do kombinatu, np. węglarki o niskich burtach, czy platformy.


Wagon cysterna czeskich kolei ĆD
Takie zielone cysterny czeskich kolei ĆD stały na terenie kombinatu. Seria Zaes. Zdjęcie przykładowe - stacja Krnov.


Transport kolejowy na terenie kombinatu obecnie obsługuje firma Kolprem, która przejęła należące do huty czechosłowackie ciężkie lokomotywy spalinowe S-200. To właśnie one krążą po terenie zakładu. Mimo, że pracują głównie na terenie zamkniętym, można je fotografować. Oczywiście w innych miejscach. Prowadzą pociągi towarowe do (z) pozostałych oddziałów ArcelorMittal, czyli opuszczają Kraków kierując się w stronę Krzeszowic i dalej na Śląsk. Lokomotywy kursujące po terenie zamkniętym też da się złapać, ale trzeba mieć szczęście lub dużo czasu na czekanie. Idealnym miejscem jest okolica krakowskiej pętli autobusowo-tramwajowej Pleszów, a dokładnie wiadukt, jaki tworzy prowadząca do cementowni ulica Cementowa. Tak prezentuje się widoczny z niego układ torowy: 


 Tory kolejowe na terenie krakowskiego kombinatu

 Tory kolejowe na terenie krakowskiego kombinatu  
Tory kolejowe na terenie krakowskiego kombinatu. Widok z wiaduktu, jaki tworzy ul. Cementowa. Pierwsze zdjęcie to kierunek na składnicę złomu, drugie w stronę ul. Ujastek.


Lokomotywa  S-263 z NZTK na stacji Oświęcim
 Przykładowa lokomotywa serii S-200, tu S-263 z Nadwiślańskiego Zakładu Transportu Kolejowego w trakcie przejazdu przez stację Oświęcim.


W pobliżu znajduje się kolejny wiadukt - kolejowy nad ul. Igołomską. Przejeżdżają po nim S-200 z bardzo ciekawymi wagonami - kadziami do przewozu gorących odpadów z huty. Trochę dalej odbywa się rozładunek, a sam materiał jest bardzo poszukiwany do budowy dróg. Przewożony jest on wielkimi białoruskimi wywrotkami marki Biełaz. O tym jednak w późniejszym czasie. Poniżej niezbyt udane zdjęcie lokomotywy S-207 z Kolpremu nad ul. Igołomską.


Lokomotywa S-207 z firmy Kolprem


Dowodem na to, jak bardzo rozbudowana jest sieć kolejowa na terenie krakowskiego kombinatu są Mapy Google. Oto rzut ekranu pokazującego rejon ulic Cementowej i Igołomskiej:


Układ torowy na trenie krakowskiego kombinatu
Źródło: www.maps.google.pl


Całkiem niedawno, a może nadal odstawione z ruchu lokomotywy S200 stały w rejonie Kopca Wandy. Wchodząc na kopiec można było zobaczyć ich spore fragmenty. Niestety płot uniemożliwiał fotografowanie.


Lokomotywy S-200 odstawione na trenie krakowskiego kombinatu
Władze ArcelorMittal Poland Oddział w Krakowie zabroniły uczestnikom wycieczki robienia zdjęć na terenie kombinatu. Jest to dla mnie całkowicie niezrozumiałe, bo cały ten teren dokładnie sfotografowano z kosmosu. Doskonałym źródłem wiedzy o kombinacie są Mapy Google, które bardzo dokładnie pokazują jego każdy fragment. Na zdjęciu powyżej odstawione lokomotywy S-200. Natomiast poniżej wagony kadzie. Źródło: www.maps.google.pl


Wagony kadzie odstawione na trenie krakowskiego kombinatu


Chwilowo tyle w temacie kolejowym. Wracam do opisu wycieczki. Jej pierwszym punktem była koksownia. Miejsce niezwykłe. Przyznam, że zupełnie inaczej wyobrażałem sobie koksownię. Wielki i długi budynek, a równolegle do niego tor, na którym stały dwa niezwykłe pojazdy. Wysokie jak budynek, dość krótkie, ale szerokie. Jeden z nich co jakiś czas przemieszczał się, czemu towarzyszył głośny dźwięk pracy jego elektrycznych silników. Co to było? Nie wiem, ale wrażenie robiło. Na pewno był to element baterii koksowniczej, w którym jak przypuszczam następowało gaszenie koksu. Solbus tak pięknie pozował na tle tych dziwnych pojazdów szynowych no ale niestety – aparat musiał pozostać w plecaku. Po obejrzeniu nowej instalacji oczyszczania gazu koksowniczego rozpoczęła się następna przejażdżka, której celem był wielki piec. Pierwotnie funkcjonowało ich aż pięć, a obecnie są tylko dwa, w tym jeden czynny, a drugi rezerwowy, który ze względu na światową sytuację gospodarczą raczej nie zostanie uruchomiony. Wielki piec oglądaliśmy tylko z pokładu autobusu – nie było zgody na zwiedzanie (to dopiero byłoby ekstremalne przeżycie) i padał deszcz. Kolejny punkt programu to stalownia – znów postój przy budynku. Zatrzymaliśmy się na przystanku – pętli autobusowej Stalownia, na którą po chwili wjechał biały Jelcz T120/3. Nie był w żaden sposób oznakowany – chodzi o numer linii. Chwilę postał i odjechał. Na pokładzie zero pasażerów. Potem pojazd ten minęliśmy jeszcze z dwa razy, czyli faktycznie obsługiwał jakąś linię. Gdzieś tam jechała też żółta Scania CN113CLL i przemknął Jelcz 120M. Te już miały pasażerów, a przy okazji były najlepszym taborem do obsługi tego typu tras. Turystyczny Jelcz to zdecydowanie zły pomysł.


Jelcz T120/3 z PTS Kraków
Najprawdopodobniej o tym Jelczu T120/3 pisałem powyżej.


Wycieczka, w trakcie której nie można robić zdjęć, a większość atrakcji ogląda się z pokładu autobusu staje się nudna. Wszystko już trochę trwało, więc miałem dość. Bez entuzjazmu przyjąłem informację o naszym następnym celu, czyli o walcowni gorącej. Później okazało się, że był to najciekawszy punkt programu. Weszliśmy zatem do hali, której zwiedzenie przydałoby się wszystkim twórcom filmów o wulkanach. O tym jednak dalej. Nasz przewodnik stwierdził, że walcownia ta jest najnowocześniejsza (i tu niestety nie pamiętam, czy chodziło o Polskę, czy może całą Europę). Wykonała ją firma Siemens, o czym świadczyły dobrze widoczne, duże loga znanego koncernu. Przeszliśmy przez całą halę, która zaczyna się bardzo transportowo – wchodzi do niej tor kolejowy (wjazd do hali zamykany opuszczaną bramą). Bardzo krótki, zakończony kozłem oporowym. Stały na nim dwa wagony (więcej nie zmieści się) – własność huty. Węglarka z małymi burtami (a w niej jakieś kawałki stali) i platforma wypełniona slabami, czyli półwyrobami stalowymi o przekroju prostokątnym stosowanymi do produkcji wyrobów płaskich. Dalej znajduje się piec i idący przez całą halę transporter, którym przemieszczają się rozgrzane do czerwoności bloki stali. Zobaczenie pracy walcowni jest niesamowitym przeżyciem. Piec otwiera się i czerwony metal trafia na transporter. Poniżej znaleziony w Internecie filmik pokazujący ten proces. 




Film nie oddaje jednak niesamowitych wrażeń termicznych. Kiedy stałem i patrzyłem się na jeszcze mocno oddalony slab (od samego transportera byłem także w dość sporej odległości), nagle poczułem gorąco. Temperatura rosła i osiągnęła apogeum kiedy slab mijał mnie. W trakcie walcowania slab wydłużał się (może w tej postaci nie można już go nazywać slabem) i po chwili wracał pod walec, czyli przejeżdżał obok mnie kilka razy. Im był dłuższy, tym dłużej przemieszczał się, a temperatura stawała się dość trudna do zniesienia. Wtedy od razu przypomniałem sobie film „Wulkan” z 1997 roku. Jego akcja toczy się w Los Angeles i jest ściśle związana z płynącą lawą, która pojawia się w wielu scenach. W ich trakcie np. przechodzą obok niej niczym niezabezpieczeni ludzie. Ja byłem od rozgrzanej do czerwoności stali w dość sporej odległości, a jednak wyjątkowo mocno odczułem jej bardzo wysoką temperaturę. Tym czasem lawa jest gorętsza, a bohaterowie filmu wręcz beztrosko biegali wokół niej. Z perspektywy walcowni najbardziej idiotyczną jest scena filmu, która rozgrywa się w metrze. W podziemnym tunelu płynna skała powoli zatapia pociąg, a ludzie są tuż obok. Temperatura lawy dochodzi do poziomu 1350 – 1400 stopni C. Biorąc pod uwagę budowę tunelu metra – ekstremalna i zabójcza dla człowieka temperatura zaczynała się już na wiele metrów przed samą lawą. To jednak nie przeszkadzało niezniszczalnym bohaterom filmu. Jego twórcy obowiązkowo powinni więc zwiedzić jakąkolwiek walcownię gorącą, choć pewnie niczego by to nie zmieniło, bo przecież film ma zarabiać, a nie być zgodnym z rzeczywistością. Na tym koniec holywoodzkich dygresji. Wracam do Krakowa. W hali walcowni dostrzegłem coś, co by doskonale pasowało do działu „Ciężarówki”. W małej komorze stała należąca do firmy PTS wywrotka Jelcz 640 lub 642. Przypuszczalnie wsypywano do niej stalowe odpady. Strasznie żałuję, że nie mogłem zrobić jej zdjęcia.


Jelcz 642
Przykładowy Jelcz 642 wywrotka. Ten z firmy PTS miał biało-niebieską kabinę.


Na końcu budynku znów był akcent kolejowy – na platformy ładowano zrolowaną blachę, czyli efekt walcowania rozgrzanego do czerwoności slabu. Tak zakończyła się wycieczka po walcowni gorącej. Solbus przewiózł nas jeszcze obok hali ocynkowni, w której odbywa się słynny festiwal Sacrum Profanum. To był już ostatni punkt programu. Opuściliśmy teren zamknięty.


Blog Transportowy na Facebooku
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz