Opisałem już swoją podróż z Özdere do Izmiru (
link). Teraz pora na relację powrotną. Ta była dość ekstremalna. No ale po kolei.
Po kilkugodzinnym zwiedzaniu Izmiru, około 15:30 wróciliśmy na pętlę autobusową Konak. Nasz przejazd miał się odbyć zgodnie z wcześniejszym schematem, czyli autobus ESHOT na linii 152 do Gaziemiru i dalej dolmuszem. Miejski przegubowiec stał już na przystanku początkowym. Był to ten sam autobus, którym już dzisiaj jechaliśmy, czyli Mercedes-Benz Conecto G #09-074.
Mercedes Conecto G oznaczony numerem taborowym 09-074. Pętla Konak, przystanek końcowy i początkowy linii 152. 21.09.2017.
Pojazd był zamknięty, a wyświetlacze kierunkowe wyłączone. Z przystanku tego odjeżdżały także inne linie, ale pasażerowie wiedzieli, że to trasa nr 152 i czekali przy pojeździe. To oczekiwanie szczególnie warto opisać. Utworzyła się kolejka – do pierwszych drzwi. Po kilku minutach stało w niej już kilkanaście osób. Kiedy przyszedł kierowca, wszyscy spokojnie, powoli wsiadali. Bez popychania, chamstwa. Rewelacja. Takie kulturalne wsiadanie do pojazdów komunikacji miejskiej jest powszechne w Turcji. Już po powrocie do Polski znalazłem w Internecie zdjęcie prezentujące kilkudziesięcioosobową kolejkę studentów czekających na przystanku. To z kolei przypomniało mi kilka scen z kraju nad Wisłą, gdzie tłum dopychał się do drzwi podstawionego pojazdu. Było to niezbyt przyjemne, a w pewnych okolicznościach niebezpieczne.
Skasowanie karty elektronicznej i byliśmy w pojeździe, przed przegubem. Niestety siedzieliśmy tyłem do jazdy, co nam później trochę utrudniło orientację w terenie. Mercedes szybko zapełnił się i sporo osób stało. Pasażerów stojących w przejściu do przechodzenia w głąb autobusu nakłaniał pewien starszy pan, a robił to bardzo charakterystycznym głosem – ochrypłym, jak Józef Balcerek z serialu Alternatywy 4.
Ostry podjazd pod górę, ostatnie spojrzenie na Zatokę Izmirską i rozpoczęła się monotonna podróż do Gaziemiru. Autobus stopniowo pustoszał, a my zaczynaliśmy się rozglądać za naszym przystankiem. W końcu wstaliśmy i będąc w rejonie drugich drzwi wypatrywaliśmy nazwy „Ulaştırma” (przystanki izmirskiej komunikacji miejskiej są dobrze oznaczone: numerem oraz nazwą). W przypadku przejechania przystanku nie byłoby większego problemu – tuż za nim linia 152 skręca w prawo, więc byłby to wyraźny sygnał, że trzeba wysiąść i wrócić na główną drogę. Na szczęście nie przegapiliśmy przystanku.
Mercedes odjechał, a my pozostając na przystanku wypatrywaliśmy dolmusza do Özdere. Tamtejsze busy jechały praktycznie jeden za drugim. Przeważały pojazdy barwy biało-zielonej, obsługujące miejscowe relacje z Gaziemiru i do miasta Menderes. Trwało to około 30 minut, w trakcie których oprócz uważnego czytania wszystkich tablic kierunkowych (był korek, więc na szczęście dolmusze jechały dość wolno), robiłem także zdjęcia.
Karsan J10 w malowaniu charakterystycznym dla dolmuszy jeżdżących po Izmirze lub w jego okolicy. Ten obsługuje relację wewnątrz miasta, łącząc dzielnice Buca i Gaziemir. Na masce małe logo Mercedesa, co jest jedynie elementem ozdobnym, bo wszakże model ten bezpośrednio wywodzi się od Peugeota J9. Gaziemir (Izmir), przystanek „Ulaştırma” na Akçay Cd., 21.09.2017.
To samo malowanie, lecz już inny model - Karsan J9 Premier. On również kursuje wyłącznie po Izmirze, w relacji Kemer - Gaziemir.
Na ulicach Izmiru jako dolmusze przeważają Karsany, choć pojawiają się także inne marki. Tu w tej roli Peugeot Boxer. On również obsługuje połączenie wewnątrz miasta. Jak widać, wjazd do zatoki przystankowej nie jest konieczny - pasażer może wysiąść na pasie ruchu, bo przecież i tak wszyscy stoją w korku.
Oprócz jadących praktycznie jeden za drugim dolmuszy co jakiś czas na przystanku „Ulaştırma” pojawiały się autobusy miejskie. To wspomniana linia 152 oraz jedenaście innych tras. Na zdjęciu BMC Procity z ESHOT Izmir. W tym przypadku to przejazd bez pasażerów (może wyjazd na linię). Autobus ma numer taborowy 12-007, a zatem to rocznik 2012.
Inny BMC Procity. Starszy wzór malowania, rocznik 2009 (numer taborowy 09-203). Wyświetlacz niestety nieczytelny, najprawdopodobniej to linia 891.
W końcu dostrzegliśmy napis Özdere. Był to biały Karsan J9 Premier, ale inny niż rano – czystszy, ogólnie o wiele bardziej zadbany, choć generalnie nie miało to większego znaczenia. Dziwne było to, że nasz dolmusz jechał trzecim pasem, a nie pierwszym, aby zebrać jak najwięcej pasażerów. Z żoną zaczęliśmy machać. Na szczęście wówczas nastąpiła oczekiwana przez nas reakcja kierowcy – dosłownie po chwili, był już na naszym przystanku. Niestety od razu dowiedzieliśmy się, dlaczego jechał ostatnim pasem. Był całkowicie wypełniony pasażerami i ich dość sporymi bagażami (jechał z otogaru, więc przesiedli się do niego podróżni z bardziej oddalonych rejonów Turcji).
Byliśmy więc pewni, że przed nami kolejne kilkadziesiąt minut czekania na następny pojazd do Özdere. Szybko jednak okazało się, że pojedziemy tym dolmuszem (oprócz nas wsiąść chciała jeszcze jedna osoba). Kierowca przecież nie zatrzymał się na darmo. Wysiadł, porozmawiał z innymi pasażerami i trzy pasażerki wysiadły (pewnie jechały do Gaziemiru, ale np. kilka przystanków dalej), ubyło także bagaży. Miejsc siedzących nie było. Na stojąco, w powiedzmy cywilizowanych warunkach może takim Karsanem J9 Premier podróżować około od 4 do 5 osób. Trzy już stały, więc z nami było pięć. Trafiliśmy do części tylnej. Moja żona usiadła na nadkolu (za nim nie ma już miejsc stojących), a ja stanąłem przed nią, na wysokości drzwi, które po zamknięciu trafiły mnie jakimś „rurowym” elementem. Musiałem się trochę wygiąć, ale nie było źle. Jedynie martwił mnie fakt delikatnego otwierania się drzwi podczas np. pokonywania zakrętów (stojący obok pasażer opierał się o nie). Pomyślałem sobie wtedy, że to dopiero ekstremalna jazda.
Tak dotarliśmy do miasta Menderes. Na jego przedmieściach dosiadła się kolejna osoba i to już był tłok, a drzwi nie domknęły się. Było to dość stresujące. Ku naszemu zdziwieniu po chwili znów się zatrzymaliśmy, aby zabrać kolejnych pasażerów. To właśnie wtedy zaczęła się ekstremalna jazda. Drzwi już nie zamknęły się, a trzech mężczyzn wisiało na zewnątrz. Przyznam, że z żoną byliśmy w niezłym szoku. Żałuję, że nie udało mi się tego sfotografować.
„Jazda na winogrona” nie trwała jednak zbyt długo. Już przy wyjeździe z miasta trzech wiszących pasażerów wysiadło. Tłoczno było nadal, więc drzwi pozostały otwarte, a jeden z podróżnych po części wystawał na zewnątrz. Kierowca jakby tego nie widział – po wjechaniu na główną drogę w stronę Ahmetbeyli dość szybko rozpędził się. Ile mógł jechać? Szacuję, że około 70 – 80 km/h. Było to bardzo mocno stresujące, bo przecież wciąż stałem obok otwartych drzwi. Ciekawe, co czuł wystający przez nie mężczyzna. Szok.
Na dalszej trasie odbywał się minimalny ruch bieżący, ale generalnie wewnątrz nic się nie zmieniało. Ile osób wysiadło, tyle wsiadło. Dopiero po przejechaniu przez rondo w Ahmetbeyli i wjechaniu w nadmorską drogę do Özdere zrobiło się luźniej (wciąż stałem, a żona siedziała na nadkolu) i kierowca w końcu zamknął drzwi. Jednak ekstremalnie było nadal. Mimo dość trudnej trasy (liczne i ostre zakręty), nasz Karsan pędził, a prowadzący go nie zważając na bardzo ograniczoną widoczności regularnie wyprzedzał wolniejsze pojazdy. W końcu jednak zwolniliśmy. Dogoniliśmy kolumnę osobówek prowadzoną przez ciężarówkę straży pożarnej. Jechała na sygnale – bardzo uciążliwy dźwięk. Dopiero przed celem naszej podróży strażacy zjechali z głównej drogi.
Karsan J9 Premier realizując kurs z Izmiru właśnie wjechał do Özdere. Być może to tym egzemplarzem podróżowaliśmy ekstremalnie. 16.09.2017.
Inny Karsan J9 Premier odpoczywa w centrum Özdere. On również obsługuje połączenie do Izmiru, o czym informują umieszczone na pojeździe napisy.
Relację Özdere - Izmir obsługują także dość stare pojazdy, jak ten Karsan J9. Właśnie wyjeżdża on z Özdere. Przed nim Temsa z ESHOT Izmir. 16.09.2017.
Kiedy dojeżdżaliśmy do przystanku zlokalizowanego w rejonie hotelu, podszedłem do kierowcy i poprosiłem o zatrzymanie. Zakładałem, że zatrzyma się na przystanku, a on natychmiast zahamował. W myśl zasady, że dolmusz zatrzymuje się tam, gdzie poprosisz.
To była niezwykła i wyjątkowo ekstremalna podróż, o której trudno zapomnieć.