Urlop to coś pięknego i tak bardzo
wyczekiwanego. Niestety nawet najdłuższy musi się kiedyś skończyć i
trzeba wracać do codzienności. Na szczęście mamy wspomnienia, zdjęcia,
filmy i pamiątki. Dzięki temu można choć na chwilę przenieść się w
czasie i poczuć się znów jak na jakimś wspaniałym wyjeździe. Mój urlop
już dawno za mną. Był na tyle ciekawy, że zamierzam do niego powracać na
łamach bloga. Zapraszam zatem do Grecji.
Jakoś do tej Grecji musiałem się dostać.
Autobus odpadał, bo to jednak zbyt ekstremalne wyzwanie jak na taką
odległość. Zatem samolot. Lotnisko w Katowicach, a dokładniej w
pobliskich Pyrzowicach. W sumie to mój jedyny port lotniczy w
południowej części Polski, z którego korzystałem. Zacząłem już w latach
80-tych i jakoś nie mogę się z nim rozstać :) To jednak nie z
sentymentu, tylko z konieczności. Niestety krakowskie lotnisko ma
znacznie uboższą ofertę i zawsze kierunki, na które się decyduję wiążą
mnie z Pyrzowicami. Mój rejs to czarterowy LO 6221 Katowice –
Thessaloniki (polska nazwa to Saloniki, ale ze względu na historyczność
tej greckiej będę ją pomijał). Literki LO oznaczały niestety Polskie
Linie Lotnicze LOT, a dokładniej LOT Charters, czyli spółki zajmującej
się lotami czarterowymi. Piszę niestety, bo LOT Charters ma inne zasady
przewozu bagażu, czyli tylko 17 kg na osobę, a u innych czarterowców 20
kg. Przy odprawie było więc trochę stresu, ale zmieściliśmy się wagowo.
Jeszcze kontrola bezpieczeństwa i czekaliśmy na odlot, który miał
nastąpić o 17:35. Miejsce czekania bardzo dobre – na pierwszym piętrze z
przeszkloną ścianą umożliwiającą oglądanie życia lotniska. Niestety
szyby były brudne, a siedząc na ławkach dało się oglądać tylko folie
reklamowe. Coś jednak widziałem, a nawet fotografowałem.
Przez kolejne lata korzystania z
Międzynarodowego Portu Lotniczego w Katowicach odnosiłem wrażenie, że to
wyłącznie baza firmy Wizz Air. Zawsze na lotnisku stało kilka maszyn
tego przewoźnika.
Należący do Wizz Air Airbus
A320-232 o rejestracji HA-LPJ. To 2007 rocznik, który regularnie ląduje w
Katowicach, Gdańsku i Warszawie, latając stamtąd np. do Sztokholmu,
Dortmundu, czy Malmo.
Tym razem była jednak miła odmiana, bo pojawiło się sporo pojazdów
innych firm. Np. na początek maszyna o rejestracji EI-EOJ w barwach Air
Poland, czyli Boeing 737-800. Co ciekawe, to pierwszy samolot tego
przewoźnika, który uzyskał nowe malowanie firmowe (w lipcu br.). Air
Poland to stosunkowo nowa firma, która powstała w 2007 roku, wywodząc
się z Grupy Air Italy. Jej maszyny nie obsługują ogólnodostępnych
połączeń – tylko charterowe, realizując połączenia do odległych portów
egzotycznych oraz w rejony basenu Morza Śródziemnego. Tak podali na
swojej stronie. Wspomniany Boeing został wyprodukowany w 2005 r. i ma
dość bogatą historię. Zaczynał loty w brytyjskich liniach Flyglobespan,
potem jako wynajem trafił do Bangladeszu, latając w barwach GMG Airlines
i w 2008 powrócił do Wielkiej Brytanii. W listopadzie 2009 r. został
sprzedany do norweskich Norwegian Air Shuttle, a od października 2010
lata jako EI-EOJ z Air Poland. Ciekawa historia, szczególnie ten
kilkumiesięczny epizod z Bangladeszem. Samolot ten lata teraz w bardzo
ciekawe i urlopowe miejsca. Np. we wrześniu br. był w hiszpańskich Las
Palmas i Teneryfie, egipskiej Hurghadzie. Lądował także w miejscowości
Antalya – Turcja.
Następnie przyleciał Airbus A320-231 z Amsterdam Airlines. To PH-AAX,
który w swój pierwszy lot wyleciał dość dawno temu: 13.05.1993, będąc
własnością linii Dragonair z Hong-Kongu. W 1998 roku samolot zmienił
właściciela, trafiając do Europy, do belgijskich linii Virgin Express
(obecnie pod nazwą Brussels Airlines). Wynajęty miał krótkie epizody w
irlandzkich liniach TransAer i ... algierskich Khalifa Airways. W marcu
2001 nastąpiła kolejna zmiana właściciela i Airbus trafił na Cypr, do
przewoźnika o nazwie Eurocypria. W 2003 został sprzedany do Meksyku:
linie Mexicana. Tam dotrwał do czerwca 2008 i stał się własnością
holenderskiego Amsterdam Airlines, czarterowego przewoźnika, który
działa właśnie od 2008 roku. Gdzie ostatnio lata ten ponad 18-letni (o
zgrozo – już pełnoletni) samolot? We wrześniu obsługiwał takie relacje
jak: Nador (Maroko) – Amsterdam, Antalya (Turcja) – Amsterdam, Kayseri
(Turcja) – Amsterdam, Paryż – Rodos, Rodos – Tel Aviv, Rodos – Lyon
(Francja), czy Rodos – Bordo. Jak widać grecka wyspa Rodos była dość
częstym miejscem jego lądowań. O ile dobrze pamiętam, z Katowic też
odleciał na Rodos.
To zdjęcie miało być ostatnim, bo
zbliżała się godzina odlotu. Wszyscy ustawili się przy właściwym wyjściu
i czekali, czekali i nic. Żadnej informacji na tablicy odlotów, żadnego
komunikatu. W końcu okazało się, że odlot jest opóźniony o godzinę.
Dlaczego – nie podano. Ciekawe było jednak to, że o tej samej porze
odlatywał inny samolot LOT-u, czyli SP-LDA (Embraer 170) do Warszawy. On
też był opóźniony. Stało się więc oczywiste, że to wina przewoźnika,
tylko jaka?
Okazało się, że żadna. Piloci i załoga
obu maszyn utknęła w hotelu. Powód – zamknięcie dróg wokół lotniska, bo
jechali nimi kolarze. Super. Ciekawe, jak później rozwiązano problem
przesiadek, bo niektóre osoby denerwowały się, że ucieknie im lot z
Warszawy. Dla mnie ta dodatkowa godzina była okazją do wypicia dobrej
kawy i zrobienia jeszcze kilku fotek. Pierwszy na zdjęcia załapał się
gość z Niemiec, czyli D-ACPK z linii Lufthansa CityLine.
To Canadair Regional Jet 700, wyprodukowany w 2002 roku i od początku
należący do tego przewoźnika. Samolot przyleciał z Frankfurtu jako lot
LH 1360. Jego główne zadania to obsługa połączeń na terenie Niemiec i
loty do Polski.
Ostatni sfotografowany na pyrzowickim lotnisku samolot to własność
tureckich linii Onur Air, czyli lot czarterowy z Antalyi. Wykonywał go
Airbus A321-231 o rejestracji TC-OAK. W swój pierwszy lot wyruszył 28
stycznia 1999, należąc wówczas do niemieckiej linii Aero Lloyd, później
zmienionej w FlyNiki. W 2004 roku maszyna już latała pod szyldem Onur
Air, z małym epizodem w Saudi Arabian Airlines z Arabii Saudyjskiej.
W końcu z żoną wsiedliśmy do naszego SP-LLF, czyli Boeninga 737 z 1997
roku. Rozpoczął się tak długo oczekiwany lot do Thessalonik. Przyznam,
że obfitował on w przepiękne widoki. Przebiliśmy się przez grubą warstwę
chmur i w mocnym słońcu lecieliśmy nad nimi, niczym nad ośnieżonymi
górami. To było niesamowite, rewelacyjne.
I tak dotarliśmy do Grecji, a dokładniej do Macedonii i jej stolicy o
nazwie Thessaloniki. Tu warto dodać, że nazwa Macedonia to dla Greków
prawdziwa świętość. Są wszakże potomkami historycznych Macedończyków.
Dlatego kiedy po rozpadzie byłej Jugosławii utworzono nowe państwo
Macedonia w Grecji wręcz zawrzało. Ta nazwa jest oficjalnie zakazana. Na mapach wydanych w Grecji nigdzie nie znajdziecie państwa Macedonia. Nazwę tę zastąpiono słowem Skopje, bo Macedonia jest jedna – grecka.
Wracam jednak do lotu LO 6221, który z
ponad godzinnym opóźnieniem wylądował na terenie Międzynarodowego Portu
Lotniczego „Macedonia” w Thessalonikach. Niestety było już ciemno, więc
nie mogłem niczego fotografować, a nawet dokładnie oglądać. Zresztą
nawet nie było na to czasu. Przeszliśmy na stanowisko odbioru bagażu i
grzecznie czekaliśmy przy taśmie z napisem Katowice (nazwa miasta
wyświetlała się też po Grecku – ciekawie to wyglądało). Równolegle
czekali pasażerowie lotu z Cypru. W końcu obie taśmy ruszyły, bagaże
wyjechały i ... wszyscy stali, torby jeździły i nikt nie reagował.
Dopiero po pewnym czasie ktoś zawołał, że bagaże z Polski są na taśmie z
Cypru i odwrotnie. No i zaczęło się zamieszanie. Cały tłum zaczął się
przemieszczać do sąsiednich taśm. Jeszcze większy chaos zapanował, gdy
okazało się, że bagaże są całkowicie pomieszane i wyjeżdżają na różnych
taśmach. Tak przywitał mnie International Airport „Makedonia” in
Thessaloniki.
Powrót do Polski to popołudniowy lot LO
6222 Thessaloniki – Katowice. Tym razem greckie lotnisko zaskoczyło nas w
inny sposób. Na całym świecie bagaż główny zostawia się na taśmie, przy
której odbiera się karty pokładowe. Tam jest inaczej. Bagaż zważony i
oklejony nie odjeżdża, tylko pasażer musi go zabrać, przejść kilkanaście
metrów i osobiście ustawić na taśmie, którą wjedzie do skanera
bezpieczeństwa. Wszystko pod czujnym okiem strażników. Na szczęście na
tym kończy się tachanie ciężkich, powakacyjnych toreb i można przejść do
kontroli bezpieczeństwa. Tę zapamiętam, bo mam metalowe elementy w
butach. Na katowickim lotnisku obuwie trafiło na taśmę, przez skaner i
wszystko było ok. W Thessalonikach wykrywacz metalu zapiszczał, więc
standardowo chciałem zdjąć buty, ale strażnik nie pozwolił mi. Zaczęło
się sprawdzanie kieszeni i ogólne obmacywanie. To już ewidentne
przegięcie, bo cały czas tłumaczyłem, że to buty. Jakoś to jednak
przeżyłem i trafiliśmy do hali odlotów. Z brudnych okien (ale niczym nie
zaklejonych jak w Katowicach) rozciągał się widok na płytę postojową
pas startowy (chyba nawet dwa pasy) i Morze Egejskie – super. Jeszcze w
Polsce czytałem, że w Grecji większość lotnisk jest wojskowa, a w
związku z tym nie wolno fotografować. Miałem więc pewne obawy, czy na
pewno mogę wyjąć aparat. Po chwili jednak zabrałem się za robienie
zdjęć, bo wiele osób stało przy szybach i dokumentowało pracę lotniska.
Nie było to jednak łatwe, bo warunki oświetleniowe były złe (pod słońce i
zapadający zmrok), szyby odbijały wnętrze hali, a liczne plamy i
zabrudzenia na nich sprawiały mi problemy z ustawieniem ostrości. Coś
tam jednak upolowałem.
Na początek Airbus A320-232 o
rejestracji SX-DGB, własność greckich linii Aegean Airlines. To wreszcie
jakaś nowa maszyna – pierwszy lot 15.12.2009 r. Samolot lata głównie po
Grecji, np. w relacji Ateny – Thessaloniki, Korfu – Ateny, czy Rodos –
Ateny. W wykazach lotów na wrzesień znajdziemy także relacje
międzynarodowe, np. Ateny – Wiedeń, Heraklion – Moskwa, czy Rodos – Rzym
z międzylądowaniem w Atenach.
Druga maszyna to Airbus A319-132 nr 5B-DBP linii Cyprus Airways z Cypru. Samolot przyleciał z miasta Larnaka. To zresztą jego macierzyste lotnisko, z którego regularnie startuje do Thessalonik i Aten, a oprócz tego np. do (stan na wrzesień) Paryża, Frankfurtu, Bejrutu (Liban), czy Rzymu.
Ostatni sfotografowany w Thessalonikach samolot to ponad roczny SX-OBE z
greckich linii Olympic Air, czyli Dash 8. Jeżeli dobrze pamiętam, to
obsługiwał połączenie z Rodos. Model Dash 8 to dla mnie totalna
egzotyka, dlatego postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej na temat
jego producenta. I tu pojawiła się niespodzianka, bo wytwarza go koncern
Bombardier. Firmę tę znam z produkcji pojazdów szynowych i przyznam, że
nie wiedziałem o tej lotniczej części działalności. Dash 8 to
regionalny samolot turbośmigłowy o pojemności 30-40 pasażerów. Nadal w
produkcji – od 1983 roku. Przy okazji tego sprawdzania odkryłem, że
opisywany wcześniej Canadair Regional Jet 700 to także produkt
Bombardiera.
Do Katowic wróciłem na pokładzie SP-LLL. Lot był wyjątkowo szybki –
krótszy od planowego o 30 minut. W Polsce niestety było zimno (w
porównaniu z Grecją wręcz lodowato) i padał deszcz. Brrr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz